Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/310

Ta strona została przepisana.

w książeczkę, która, jak się przekonałam, była liturgją anglikańską. Zapytałam ją raz, co ją tak bardzo w tej książeczce pociąga; odpowiedziała, że „Rubryka” czyli przepisy, dotyczące urządzenia nabożeństwa. Trzy godziny przeznaczała na haftowanie złotemi nićmi brzegów kwadratowego kawała karmazynowego sukna, tak wielkiego, że starczyłoby za dywan. Na moje zapytanie, do czego to ma służyć, odpowiedziała, że jest to nakrycie na ołtarz do nowego kościoła wpobliżu Gateshead. Dwie godziny poświęcała na pisanie dziennika; przez dwie pracowała samotnie w ogrodzie warzywnym, a jednej używała na regulowanie swoich rachunków. Robiła wrażenie, że nie potrzeba jej ani towarzystwa ani rozmowy. Sądzę, że była po swojemu szczęśliwa: ta rutyna wystarczała jej najzupełniej, a nic tak jej nie mogło dokuczyć, jak drobne wypadki, krzyżujące ten zegarkowy tryb życia.
Powiedziała mi pewnego wieczora, rozmowniej usposobiona, że zachowanie się Janka i zagrażająca całej rodzinie ruina były dla niej źródłem głębokiego strapienia, ale że już teraz uspokoiła się i doszła do postanowienia. Własny majątek postarała się zabezpieczyć; a po śmierci matki — jest zupełnie nieprawdopodobne, zauważyła spokojnie, by matka mogła wyzdrowieć, albo utrzymać się przy życiu czas dłuższy — miała zamiar wykonać plan dawno upragniony: poszukać schronienia, gdzieby nic nie mąciło punktualnych zwyczajów i gdzie bezpieczna zapora odgradzałaby ją od frywolnego świata. Zapytałam, czy towarzyszyłaby jej tam Georgjana.
„Oczywiście, że nie. Z Georgjaną nie miała nic wspólnego; tak było zawsze. Za nic w świecie nie obciążyłaby się jej towarzystwem; Georgjana powinna pójść swoją drogą, a ona pójdzie swoją.”
Georgjana, o ile nie wylewała zwierzeń swych przede mną, spędzała czas przeważnie leżąc na kanapie, skarżąc się na nudy w domu i wzdychając raz po raz, by ciotka jej, pani Gibson, zaprosiła ją do miasta. „O tyle lepiej byłoby” — mawiała — „gdybym się mogła na miesiąc albo dwa miesiące usunąć z domu, aż będzie po wszystkiemu.” Nie pytałam jej, co rozumie przez to „aż