Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/313

Ta strona została przepisana.

gniarki też nie było; chora leżała spokojnie, jak w letargu; sina jej twarz zapadła w poduszki; ogień na kominku dogasał. Dołożyłam węgla, poprawiłam posłanie łóżka, popatrzyłam chwilę na tę, która teraz patrzeć na mnie nie mogła, a potem odeszłam do okna.
Deszcz bił silnie o szyby, wiatr gwałtownie dmuchał. „Tu oto leży — pomyślałam — ludzka istota, dla której niebawem walki ziemskich żywiołów niczem będą. Dokąd poleci ten duch, walczący teraz o wyzwolenie z cielesnej powłoki, gdy się nareszcie wyswobodzi?“
Rozmyślając nad wielką tajemnicą, wspomniałam o Helenie Burns, przypomniałam sobie jej przedśmiertne słowa, jej wiarę, jej teorję o równości dusz bezcielesnych. Wciąż jeszcze nasłuchiwałam w myśli jej dobrze pamiętnego mi głosu, wciąż jeszcze uprzytomniałam sobie jej blady, uduchowiony wygląd, jej wymizerowaną twarz i nieziemskie spojrzenie, gdy leżała spokojnie na śmiertelnem posłaniu i szeptała o swej tęsknocie do niebieskiego Ojca — gdy wtem słaby głos odezwał się z łóżka poza mną: „Kto tu jest?“
Wiedziałam, że pani Reed już od szeregu dni zaniemówiła. Czyżby wracała do życia? Podeszłam ku niej.
— To ja jestem, ciotko.
— Kto taki... ja? — odpowiedziała. — Kto ty jesteś? — I spojrzała na mnie zdziwiona i jakby przestraszona, ale wciąż jeszcze przytomna. — Ty mi jesteś zupełnie obca... gdzie Elżbietka?
— Elżbietka u siebie w domu, ciotko.
— Ciotko? — powtórzyła. — Kto mnie nazywa ciotką? Nie jesteś żadną z Gibsonów; a jednak ja ciebie znam — ta twarz... te oczy i czoło... to wszystko jest mi dobrze znajome; jesteś podobna... tak, jesteś podobna do Joanny Eyre!
Nie odpowiedziałam nic: bałam się wywołać wstrząsające wrażenie, gdybym oświadczyła, kim jestem.
— Tak — zaczęła chora znowu — lękam się, że to pomyłka: myśli mnie łudzą. Pragnęłam zobaczyć Joannę