Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/32

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego? Czy się panience co stało? Czy panienka co zobaczyła? — znowu zapytała Elżbietka.
— Ach! zobaczyłam światło i myślałam, że to duch przychodzi! — Chwyciłam teraz rękę Elżbietki, której mi nie cofnęła.
— Ona umyślnie wrzeszczała — oświadczyła, krzywiąc się, Abbot. — A co to był za wrzask! Gdyby ją coś bardzo bolało, możnaby to jeszcze darować, ale ona tylko chciała ściągnąć nas wszystkich tutaj; już ja znam jej miłe sztuczki!
— Co się tutaj dzieje? — zapytał inny głos rozkazujący; to pani Reed nadeszła korytarzem w rozwianym czepeczku, groźnie szumiąc jedwabiami. — Abbot, Elżbietko, zdaje się, że wydałam rozkaz, że Joanna ma być pozostawiona w czerwonym pokoju, dopóki ja sama do niej nie przyjdę.
— Panna Joanna krzyczała tak głośno, proszę pani — tłumaczyła Elżbietka.
— Puść ją — brzmiała odpowiedź. — Puść rękę Elżbietki, dziecko; nie uda ci się wydostać się stąd tym sposobem, bądź pewna. Nie znoszę chytrości, zwłaszcza u dzieci. Mam obowiązek pokazać ci, że podstępne sztuczki na nic się nie zdadzą; zostaniesz tu teraz o godzinę dłużej, i wtedy uwolnię cię, gdy przyobiecasz, że będziesz uległa i cicha.
— O wujenko, miej litość! Przebacz mi! Ja nie mogę tego znieść! Ukarz mnie jakim innym sposobem! Mnie to zabije, jeżeli...
— Cicho bądź! Co za wstrętna gwałtowność!
Wujenka rzeczywiście tak czuła; byłam w jej oczach przedwczesną komedjantką; szczerze widziała we mnie mieszaninę złośliwych namiętności, niskiego charakteru i niebezpiecznej obłudy.
Elżbietka i Abbot usunęły się, a pani Reed, zniecierpliwiona nowym moim gwałtownym wybuchem męki i rozpaczliwego szlochania, wtrąciła mnie zpowrotem do pokoju i zamknęła drzwi na klucz bez dalszego gadania.