Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/320

Ta strona została przepisana.

chester wyjechał do Londynu przed trzema tygodniami, ale wtedy spodziewano się powrotu jego za dwa tygodnie. Pani Fairfax przypuszczała, że pojechał poczynić przygotowania do ślubu, ponieważ mówił o kupnie nowego powozu. Pisała, że projekt jego zaślubienia panny Ingram wciąż jeszcze wydaje jej się dziwny; że jednakże, sądząc po tem, co wszyscy mówią i co sama widziała, nie może dłużej wątpić o urzeczywistnieniu się jego zamiarów. „Byłabyś dziwnie upartym niedowiarkiem, gdybyś o tem powątpiewała — pomyślałam. — Nie; teraz o tem nie wątpię.“
Teraz zadawałam sobie pytanie: „Dokąd się udam?“ Przez całą noc śniła mi się panna Ingram; nad ranem w żywym śnie ujrzałam ją, zamykającą przede mną bramy Thornfield i wskazującą mi palcem inną drogę. Obok zaś z założonemi na piersiach rękoma stał pan Rochester i śmiał się sarkastycznie, jak się zdawało, zarówno z niej, jak i ze mnie.
Nie oznaczyłam pani Fairfax dokładnie dnia swego powrotu, gdyż nie pragnęłam, by po mnie przysyłano konie do Millcote. Obiecywałam sobie przejść spokojnie pieszo ten kawałek drogi. Pozostawiwszy rzeczy pod opieką stróża hotelowego, puściłam się około szóstej wieczorem dobrze mi znajomą drogą do Thornfield; droga ta biegła przeważnie polami i obecnie mało była uczęszczana.
Nie był to bardzo jasny ani wspaniały wieczór letni, choć dosyć pogodny i łagodny. Kosiarze wzdłuż drogi zbierali siano, niebo zaś, chociaż nie wolne od chmur, zapowiadało pogodę; błękit jego, tam gdzie przeświecał, był czysty, a pasma obłoków lekkie były i płynęły wysoko. I zachód też był ciepły; nie chłodziła go mgła wilgotna, wyglądało, jakgdyby ogień tam się palił, jakgdyby płonął tam ołtarz za zasłoną marmurkowatych obłoczków, a z otworów świeciła czerwień złocista.
Z przyjemnością widziałam, że mi ubywa drogi, z taką przyjemnością, że raz przystanęłam, by się zapytać, co ta radość znaczy, i żeby sobie rozumnie przypomnieć, że nie do własnego powracam domu, nie do stałego miej-