Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/333

Ta strona została przepisana.

by nakazywał zwyczaj czy konwenans światowy, ale jak wolny duch do wolnego ducha, tak jakgdybyśmy, przeszedłszy przez śmierć i przez grób, stali przed Bogiem równi, bo i równi przecież jesteśmy!
— Równi jesteśmy? — powtórzył pan Rochester. — O, tak — dodał, obejmując mnie ramionami, przygarniając do piersi i przyciskając usta do moich ust. — Tak, Joanko!
— Tak, panie — odpowiedziałam — a jednak nie tak; gdyż pan jest człowiek żonaty... czy tak jak żonaty, i to z kobietą niższą od pana, — z którą pan nie ma nic wspólnego, którą, nie wierzę, by pan kochał prawdziwie, gdyż widziałam i słyszałam, jak pan z niej drwił. Jabym wzgardziła takim związkiem; dlatego uważam się za lepszą od pana. Niech mnie pan puści!
— Dokąd chcesz iść, Joanko? Czy do Irlandji?
— Tak, do Irlandji. Wypowiedziałam to, co mam na sercu, a teraz mogę się udać gdziekolwiek.
— Joanko, uspokój się; nie wyrywaj się tak, jak dziki, oszalały ptak, który łamie własne pióra, miotając się w sieci.
— Nie jestem ptakiem, żadna sieć mnie nie więzi; jestem wolną ludzką istotą o niezależnej woli, a ta wola posłuży mi do opuszczenia pana.
Jeszcze jednym wysiłkiem uwolniłam się z jego objęć i stałam przed nim wyprostowana.
— Niechże twoja wola decyduje o twoim losie — powiedział. — Ofiaruję ci rękę swoją, serce i udział we wszystkiem, co posiadam.
— Gra pan farsę, z której ja się tylko śmieję.
— Proszę ciebie, byś spędziła życie przy moim boku, byś była drugiem mojem ja, moim najlepszym towarzyszem na ziemi.
— Do tej roli już pan uczynił wybór i musi przy nim pozostać.
— Joanko, ucisz się na chwilę: jesteś nadmiernie rozdrażniona; i ja także będę milczał.
Powiew wiatru przeleciał wzdłuż ścieżki, zatrząsł gałęźmi kasztana; odleciał precz, precz... w nieokreśloną