Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/338

Ta strona została przepisana.

czyła pana Rochestera i z ust jego nie usłyszała wznowionych słów miłości i zapewnienia.
Układając włosy, przypatrzyłam się swej twarzy w zwierciadle i przekonałam się, że już nie jest brzydka: promieniała nadzieją, zabarwiło ją ożywienie, oczy jaśniały nowym jakimś blaskiem. Niechętnie często patrzyłam na mojego zwierzchnika, w obawie, że mój wygląd nie może mu się podobać; ale teraz byłam pewna, że mogę śmiało wznieść ku niemu twarz, gdyż jej wyraz nie ostudzi jego przywiązania. Wyjęłam z komody prostą, ale czystą i jasną letnią sukienkę i włożyłam ją; zdawało mi się, że nigdy w żadnej sukni tak dobrze mi nie było, ale bo też w tak szczęśliwem usposobieniu nie miałam na sobie żadnej.
Nie zdziwiło mnie to bynajmniej, gdy zbiegłszy nadół do hallu, ujrzałam, że słoneczny ranek czerwcowy nastąpił po nocnej burzy, i że przez otwarte szklane drzwi zalatuje świeży wonny wietrzyk. Natura musi być radosna, kiedym ja taka szczęśliwa. Ścieżką ku domowi szła żebraczka z chłopczykiem, oboje bladzi, obszarpani; pobiegłam ku nim i dałam im wszystkie pieniądze, jakie miałam przy sobie, jakieś trzy czy cztery szylingi; czy oni źli czy dobrzy, niechże się cieszą w to moje wielkie święto. Wrony krakały, śpiewały weselsze ptaki, ale nic nie dorównywało weselem rozradowanemu memu sercu.
Zaskoczyła mnie pani Fairfax, wyglądając z okna z twarzą smutną i mówiąc poważnie:
— Panno Eyre, czy pani nie przyjdzie na śniadanie?
Podczas śniadania spokojna była i chłodna: ja jednak wtedy nie mogłam wywieść jej z błędu. Musiałam czekać, aż pan Rochester da jej wyjaśnienia; poczekać też musiała i ona. Zjadłszy, pośpieszyłam na górę. Spotkałam Adelkę, wychodzącą ze szkolnego pokoju.
— Dokąd idziesz? Czas już zacząć lekcje.
— Pan Rochester kazał mi iść do dziecinnego pokoju.
— Gdzie jest pan Rochester?
— Tutaj — i wskazała drzwi szkolnego pokoju.