Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/346

Ta strona została przepisana.

— Zażądaj jeszcze czegoś — rzekł po chwili. — To dla mnie największa przyjemność, gdy mnie prosisz, a ja ci ulegam.
Miałam znów gotową prośbę.
— Niech pan o swoich zamiarach powie pani Fairfax; ona mnie widziała z panem dziś w nocy w hallu i była zgorszona. Niech jej pan wszystko wytłumaczy, zanim się z nią znów zobaczę. Przykro mi, że taka dobra kobieta fałszywie mnie sądzi.
— Idź do swego pokoju i włóż kapelusz — odpowiedział. — Chcę, byś dziś rano towarzyszyła mi do Millcote; a gdy będziesz się przygotowywała do przejażdżki, ja staruszce wszystko wyjaśnię. Co ona sobie wyobraziła, Joanko?
— Myślę, że wyobraziła sobie, iż ja zapomniałam o mojem stanowisku a pan o swojem.
— Stanowisko! Stanowisko! Twoje stanowisko jest w mojem sercu, a biada tym, którzyby chcieli obrazić ciebie teraz czy kiedykolwiek. Idź.
Ubrałam się szybko; skoro zaś tylko usłyszałam, że pan Rochester wychodzi z saloniku pani Fairfax, pośpieszyłam tam czem prędzej. Staruszka czytała właśnie swój ranny ustęp Pisma św., naukę na ten dzień; biblja leżała przed nią otwarta, na niej jej okulary. O tem zajęciu, przerwanem wizytą pana Rochestera, widocznie zapomniała; oczy jej, utkwione w pustą ścianę naprzeciw, wyrażały zdumienie spokojnej duszy, poruszonej niezwykłą wiadomością. Ujrzawszy mnie, obudziła się niejako: usiłowała uśmiechnąć się i nawet zdobyła się na kilka słów powinszowania; jednakże uśmiech zgasł, a zdanie niedokończone przerwała. Odłożyła okulary, zamknęła biblję i odsunęła fotel od stołu.
— Taka jestem zdziwiona — zaczęła — że sama nie wiem, co mam pani, panno Eyre, powiedzieć. Przecież chyba nie śniło mi się... Czyżby? Czasami zdarza mi się, że się zdrzemnę, gdy jestem sama i przywidują mi się rzeczy, które się wcale nie zdarzyły. Zdawało mi się nieraz, gdy się tak zdrzemnęłam, że mój kocha-