Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/347

Ta strona została przepisana.

ny mąż, który umarł piętnaście lat temu, przyszedł i usiadł koło mnie, a nawet, że słyszałam, jak mówił do mnie po imieniu: Alicjo, tak jak za życia. A teraz, czy pani mi może powiedzieć, czy to istotnie prawda, że pan Rochester oświadczył się i chce się z panią żenić? Niech się pani ze mnie nie śmieje. Ale mnie się rzeczywiście zdawało, że on tu wszedł pięć minut temu i powiedział, że za miesiąc będzie pani jego żoną.
— Mnie to samo powiedział — odparłam.
— Naprawdę? I pani mu wierzy? I przyjęła go pani?
— Tak jest.
Spojrzała na mnie oszołomiona.
— Nigdybym tego nie przypuszczała. To dumny człowiek. Wszyscy Rochesterowie byli dumni; a jego ojciec przytem lubił pieniądze. I o nim także zawsze mówiono, że jest wyrachowany. Więc on zamierza ożenić się z panią?
— Tak mnie zapewnia.
Przyjrzała mi się od stóp do głów; wyczytałam z jej oczu, że nie znalazła w postaci mojej dostatecznego uroku na wytłumaczenie tej zagadki.
— To przechodzi moje pojęcie! — ciągnęła dalej. — Ale oczywiście musi być prawdą, skoro pani to mówi. Co z tego wyniknie, nie umiałabym powiedzieć; rzeczywiście nie wiem. Równość stanowiska i majątku bywa pożądana w takich wypadkach, a przytem zachodzi tutaj różnica wieku prawie dwudziestu lat... Pan Rochester mógłby nieledwie być ojcem pani.
— Nie, doprawdy, pani Fairfax! — zawołałam podrażniona — nic podobnego! Pan Rochester wcale na mego ojca nie wygląda! Nikt, ktoby nas razem widział, nie przypuściłby tego na chwilę. Pan Rochester wygląda tak młodo i jest taki młody, jak niejeden mężczyzna dwudziestopięcioletni.
— Czy on rzeczywiście z miłości chce się z panią żenić? — zapytała.