Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/348

Ta strona została przepisana.

Tak mnie dotknęła swoim chłodem i wątpliwościami, że mi łzy stanęły w oczach.
— Bardzo mi żal, że pani przykrość sprawiam — ciągnęła dalej wdowa. — Ale pani taka młoda i tak mało zna mężczyzn, że chciałabym panią przestrzec. Stare to przysłowie, że „nie wszystko złoto, co się świeci“ — a w tym wypadku boję się, by się coś nie znalazło, co byłoby różne od tego, czego się spodziewamy.
— Dlaczego?... Czy ja taki potwór jestem? — rzekłam. — Czy to niemożliwe, żeby pan Rochester mógł mieć do mnie szczere przywiązanie?
— Nie; pani jest bardzo miła i dużo pani wyładniała w ostatnich czasach, a pan Rochester z pewnością ma dla pani uczucie. Zawsze uważałam, że jest pani jakoś jego ulubienicą. Zdarzało się niekiedy, że dla dobra pani niepokoiły mnie trochę te pani okazywane względy i miałam ochotę przestrzec panią; było mi jednak niemiło nawet o możliwości czegoś złego napomknąć. Wiedziałam, że myśl taka dotknęłaby panią, możeby obraziła; a pani była tak taktowna, tak prawdziwie skromna i rozumna, że sądziłam, iż można pani zaufać, że się pani sama potrafi ochronić. Wczorajszej nocy — nie umiem pani powiedzieć, co przecierpiałam, szukając pani po całym domu i nie mogąc znaleźć, ani pana również; a potem, o dwunastej, widząc panią wracającą z nim razem...
— No, już mniejsza z tem — przerwałam niecierpliwie. — Dosyć, że wszystko jest w porządku.
— Spodziewam się, że wszystko wkońcu będzie w porządku — powiedziała. — Ale proszę mi wierzyć, ostrożność jest tu konieczna. Niech pani się stara trzymać pana Rochestera zdaleka; niech pani sobie, zarówno jak jemu, nie ufa. Panowie z jego sfery nie mają zwyczaju żenić się ze swemi nauczycielkami.
Zaczęło mnie to doprawdy irytować. Na szczęście wbiegła Adelka.
— Takbym chciała, takbym chciała pojechać do Millcote! Pan Rochester nie chce mnie wziąć, chociaż