Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/352

Ta strona została przepisana.

ście znajdziemy tam. — I znowu skinęła ku księżycowi. Ten pierścionek, Adelko, jest w mojej kieszeni pod postacią złotego pieniądza; ale ja zamierzam wkrótce znowu go zamienić na pierścionek.
— Ale co to wszystko ma wspólnego z mademoiselle? Mnie wróżka nic nie obchodzi; pan mówił, że pan chce zabrać mademoiselle na księżyc?
— Mademoiselle — to wróżka — oświadczył tajemniczym szeptem.
Na to ja powiedziałam Adelce, żeby sobie nic nie robiła z jego żartów; ona też wykazała sceptycyzm iście francuski: nazwała pana Rochestera un vrai menteur i zapewniła go, że ani trochę nie wierzy w jego conte de fée; dodała, że przedewszystkiem niema wróżek, a gdyby nawet były, z pewnością jemuby się nie pokazywały, nie ofiarowałyby mu pierścionków, ani nie chciały mieszkać z nim na księżycu.
Godzina, spędzona w Millcote, była dla mnie conieco męcząca. Pan Rochester zaprowadził mnie do sklepu z jedwabiami; tam kazał mi wybierać materjały na pół tuzina sukien. Czułam się w najwyższym stopniu nieswojo, prosiłam, żeby można odłożyć tę sprawę; lecz nie; chciał, by zaraz teraz ją załatwić. Błagając energicznym szeptem, zdołałam wytargować, że zamiast sześciu będą dwie, te jednak postanowił sam wybrać. Z niepokojem widziałam, że oko jego błądzi wśród jaskrawych kolorów; wybrał nareszcie jedwab pięknego ametystowego odcienia i wspaniały różowy atłas. Energicznym szeptem oświadczyłam mu wtedy, że niechże mi odrazu wybierze złotą suknię i srebrny kapelusz; ja i tak nigdy się nie odważę nosić tego, co on wybierze. Z nieskończoną trudnością, gdyż uparty był jak kozioł, wyperswadowałam mu, by tamto zamienił na czarny atłas i perłowo popielaty jedwab.
— Niechżeż będzie narazie — przystał — zczasem i tak zobaczę cię barwną, jak ogród ukwiecony.
Rada byłam, gdy udało mi się wyciągnąć go ze sklepu z jedwabiem, a potem od złotnika. Im więcej dla mnie kupował, tem więcej paliła mnie twarz uczuciem