Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/37

Ta strona została przepisana.

Przy robocie śpiewała. Była to piosenka, która się zaczynała:

„Kiedy poszliśmy na wędrówkę
Dawno temu...“

Ile razy dawniej słyszałam tę piosenkę, zawsze odczuwałam żywą przyjemność, gdyż Elżbietka miała miły głos, przynajmniej mnie się takim wydawał. Ale tym razem, chociaż głos jej miły był zawsze, odczułam w tej melodji niewysłowiony smutek. Chwilami, zajęta swoją robotą, śpiewała końcowy refren ciszej, mocno zwalniając. „Dawno temu“ brzmiało jak najsmutniejszy refren żałobnego hymnu.
— No proszę, panno Joasiu, proszę nie płakać — powiedziała Elżbietka, skończywszy. Mogła była równie dobrze powiedzieć ogniowi „nie pal się“. Lecz skądże ona mogła odgadnąć we mnie chorobliwe cierpienie. Przed południem przyszedł znowu pan Lloyd.
— Jakto? wstaliśmy już? — zapytał, wchodząc. — Jakże, panno Elżbieto, jak się ona miewa?
Elżbietka odpowiedziała, że mam się bardzo dobrze.
— W takim razie powinnaby mieć weselszą minkę. Proszę tu przyjść, panno Joasiu; panience na imię Joanna, nieprawdaż?
— Tak, proszę pana, Joanna Eyre.
— Otóż panienka płakała; czy może mi panienka powiedzieć, dlaczego? Czy panienkę co boli?
— Nie, panie.
— Ach! ja myślę, że ona płacze, ponieważ nie mogła wyjechać z panią powozem — wtrąciła Elżbietka.
— Z pewnością nie dlatego. Za duża jest na takie dzieciństwa.
I ja to samo myślałam, a dotknięta w miłości własnej tym niesłusznym zarzutem, odpowiedziałam czem prędzej:
— Nigdy w życiu dla czegoś podobnego nie płakałam; niecierpię jeździć powozem. Płaczę, bo jestem nieszczęśliwa.
— O, mogłaby się panienka wstydzić! — rzekła Elżbietka.