Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/386

Ta strona została przepisana.

Wypadki tego ranka miały przebieg wcale spokojny — z wyjątkiem jednej krótkiej sceny z obłąkaną: przejście w kościele nie było hałaśliwe; nie było wybuchu namiętności, głośnych sporów, kłótni, zuchwałych wyzywań, łez i łkań. Powiedziano kilka słów, zrobiono spokojnie zastrzeżenie ważności ślubu; padło kilka surowych, krótkich zapytań ze strony pana Rochestera, dano odpowiedzi, wyjaśnienia, przedstawiono dowód; mój pan otwarcie uznał prawdę, poczem obejrzano żyjący dowód; ci, co przyszli, poszli sobie, a teraz było po wszystkiem.
Byłam w moim własnym pokoju, jak zwykle — niby ta sama, bez widocznej zmiany. A jednak gdzież była Joanna Eyre wczorajsza?... Gdzie było jej życie?... Gdzie były jej nadzieje?...
Joanna Eyre, wczoraj płonąca, pełna nadziei kobieta — panna młoda — dziś była znowu zziębniętem, samotnem dziewczęciem; życie jej było blade, smutne widoki na przyszłość. Mróz grudniowy przyszedł w pełni lata. Nadzieje moje wszystkie zamarły pod obuchem strasznego wyroku, takiego, jaki padł niegdyś na wszystkich pierworodnych w krainie Egiptu. Spojrzałam na swe najmilsze życzenia: leżały martwe, zimne, sine trupki, które już nigdy odżyć nie mogły. Spojrzałam na miłość moją: na to uczucie, własność mego pana, gdyż on je stworzył; drżało w mojem sercu, jak chore dziecko w zimnej kołysce. Choroba i męka niem wstrząsała; nie mogło szukać objęć pana Rochestera, nie mogło zaczerpnąć ciepła z jego piersi. Ach, nigdy już nie będzie mogło do niego się zwrócić, gdyż wiara zawiodła, zaufanie znikło! Pan Rochester nie był już dla mnie tem, czem był pierwej, gdyż nie był tem, za co go miałam. Nie chciałam przypisywać mu występku; nie chciałam powiedzieć, że mnie oszukał, ale pojęcie nieskazitelnej prawdy już się z wyobrażeniem o nim nie wiązało. Widziałam jasno, że z obecności jego muszę się usunąć. Kiedy — jak — dokąd — tego nie rozróżniałam narazie, ale on sam, nie wątpiłam o tem, będzie mnie śpiesznie chciał wydalić z Thornfield. Rzeczywistego przywiązania, zdaje się, nie mógł czuć dla mnie; był to tylko namiętny ka-