Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/422

Ta strona została przepisana.

łam małą jedwabną chusteczkę, zawiązaną dokoła szyi, i miałam rękawiczki. Niebardzo wiedziałam, jak postępują ludzie, naciśnięci ostateczną potrzebą. Nie wiedziałam, czy który z tych przemiotów może być przyjęty; prawdopodobnie nie — ale trzeba spróbować.
Weszłam do sklepiku; była tam kobieta. Widząc przyzwoicie ubraną osobę grzecznie wysunęła się naprzód. „Czem można mi służyć?“ Wstyd mnie ogarnął; nie śmiałam wymówić słów przygotowanych; nie śmiałam proponować przenoszonych rękawiczek, zgniecionej chusteczki i zresztą czułam, że to będzie niedorzecznie. Poprosiłam ją więc tylko, by mi pozwoliła usiąść na chwilę, gdyż jestem zmęczona. Zawiedziona w oczekiwaniu znalezienia we mnie klientki, chłodno zgodziła się na moją prośbę. Wskazała mi krzesło; opadłam na nie. Strasznie chciało mi się rozpłakać; czując jednak, jak bardzo byłoby to nie w porę, gwałtem powstrzymałam łzy. Po chwili zapytałam jej, czy jest we wsi krawcowa.
— O tak, są dwie czy trzy. Tyle właśnie, ile potrzeba.
Zastanowiłam się. Bez żadnych środków, bez grosza — coś muszę zrobić. Ale co? Starać się o jaką robotę? Ale gdzie?
— Czy pani nie wie o jakiem miejscu w sąsiedztwie, gdzieby potrzebowano służącej?
— Nie, nie wiem o żadnem.
— Czem się tu ludzie głównie zajmują? Co tu większość ludzi robi?
— Niektórzy pracują na roli; wielu pracuje w fabryce igieł i w odlewni pana Olivera.
— Czy pan Oliver zatrudnia także kobiety?
— Nie; to jest robota wyłącznie dla mężczyzn.
— A co tu robią kobiety?
— Nie wiem — odpowiedziała. — Jak się zdarzy; jedne to, drugie tamto. Biedni ludzie muszą sobie radzić, jak mogą.
Wydawała się znudzona mojemi pytaniami. Przyszły jakieś sąsiadki, moje krzesło było widocznie potrzebne. Pożegnałam się.