Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/434

Ta strona została przepisana.

ma słodka litość brzmiała w jej prostych słowach, gdy powiedziała:
— Niech pani spróbuje zjeść to!
— Tak... niech pani spróbuje — powtórzyła za nią Marja łagodnie i ręka jej usunęła mój przemoczony kapelusz i podtrzymała mi głowę. Skosztowałam tego, co mi podawały; zrazu słabo, ale po chwili z chciwością jadłam.
— Nie za dużo na początek... nie pozwólcie — rzekł brat. — Chwilowo będzie miała dosyć.
I usunął kubek z mlekiem i talerz z chlebem.
— Jeszcze trochę, January... patrz, jaki wyraz chciwości mają jej oczy.
— Dosyć tymczasem, siostro. Przekonaj się, czy może mówić teraz — zapytaj ją, jak się nazywa.
Czułam, że już teraz mogę zdobyć się na słowa, więc też odpowiedziałam:
— Nazywam się Joanna Elliot. — W obawie przed odkryciem już przedtem postanowiłam przybrać obce imię.
— A gdzie pani mieszka? Gdzie ma pani przyjaciół, znajomych?
Milczałam.
— Czy możemy posłać po kogoś, pani znajomego?
Potrząsnęłam głową.
— Co nam pani może o sobie opowiedzieć?
Jakoś odrazu, z chwilą gdy przestąpiłam próg tego domu i zetknęłam się z jego mieszkańcami, przestałam czuć się wyrzutkiem, włóczęgą przez cały świat wzgardzoną. Przestałam czuć się żebraczką, poczułam się znowu sobą. Na pytanie zaś pana Januarego, zbyt słaba, by móc na dłuższe opowiadanie się zdobyć, odpowiedziałam po krótkiej chwili:
— Panie, nie mogę panu dzisiaj bliższych szczegółów udzielić.
— Ależ w takim razie — odparł — czego się pani spodziewa? co ja dla pani mogę uczynić?
— Nic — odparłam. Siły moje starczyły tylko na krótkie odpowiedzi. Teraz Diana przemówiła: