Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/442

Ta strona została przepisana.

Marsh End i Morton i wszystkie te wrzosowiska i pagórki dokoła! Były w Londynie i w wielu innych wielkich miastach, ale zawsze mówią, że niema jak dom. A tacy zawsze byli grzeczni jedni dla drugich, nigdy się między sobą nie gniewali i nie kłócili. Hanna nie widziała nigdy tak zgodnej rodziny.
Skończywszy przebierać agrest, zapytałam, gdzie są w tej chwili obie panie i ich brat.
— Poszli do Morton na spacer; ale za pół godziny wrócą na herbatę.
W oznaczonym czasie wrócili rzeczywiście; weszli przez drzwi kuchenne. Pan January, zobaczywszy mnie, ukłonił się tylko i przeszedł; obiedwie panny zatrzymały się. Marja w kilku słowach życzliwie i spokojnie wyraziła mi, jaką jej to sprawia przyjemność, że widzi mnie już tak silną, iż mogłam zejść nadół; Diana ujęła moją rękę, potrząsając głową.
— Należało poczekać, aż ja pani zejść pozwolę — rzekła. — Jeszcze pani bardzo blada — i taka szczupła! Biedne dziecko... Biedne dziewczątko!
Diana miała głos, brzmiący w moich uszach jak gruchanie gołębicy, oczy, których spojrzenie sprawiało mi najwyższą przyjemność. Cała jej twarz miała dla mnie wdzięk nieporównany. Marja miała fizjonomję równie inteligentną, rysy równie ładne; jednakże wyraz jej był powściągliwszy, a obejście, chociaż miłe, ale chłodniejsze. Diana patrzyła i przemawiała z pewną stanowczością, widać było, że to osoba, mająca zdecydowaną wolę. W mojej naturze leżało ulegać z przyjemnością wyższości, zaznaczanej w ten sposób, jak ona to czyniła, i uginać się, gdzie mi sumienie i poczucie własnej godności pozwalało, przed wolą czynniejszą.
— A przytem, co pani ma tu do roboty? — mówiła dalej. — To nie miejsce dla pani. My z Marją lubimy niekiedy siadywać w kuchni, ponieważ lubimy w domu swobodę i nie krępujemy się, ale pani jest gościem i miejsce pani w bawialnym pokoju.
— Mnie tutaj bardzo dobrze.