Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/468

Ta strona została przepisana.

zupełnie obcym. Papa jest sam dziś wieczorem i nieco słaby. Może mnie pan odprowadzi i odwiedzi papę?
— To nie jest odpowiednia godzina do składania wizyt panu Oliverowi — odpowiedział January,
— Nieodpowiednia godzina! Twierdzę, że przeciwnie. To właśnie godzina, kiedy papa najwięcej potrzebuje towarzystwa, bo fabryka staje, a on nie ma nic do roboty. No, panie Rivers, niechże pan przyjdzie! Dlaczego pan taki dziki i tak zachmurzony?
Milczenie jego po tem zapytaniu wypełniła własną odpowiedzią.
— Zapomniałam! — zawołała, potrząsając piękną główką, jakgdyby sama sobą zgorszona. — Taka jestem nieuważna i roztargniona! Niech mi pan wybaczy. Wyszło mi z pamięci, że to bardzo naturalne, iż pan nie ma ochoty do gawędzenia ze mną. Diana i Marja odjechały. Moor House jest zamknięty i pan taki osamotniony! Doprawdy, żal mi pana. Niech pan przyjdzie, niech pan odwiedzi papę!
— Nie dziś wieczór, panno Rozamundo, nie dziś wieczór.
Pan January mówił prawie jak automat; on sam tylko wiedział, co go kosztuje ta odmowa.
— Trudno, skoro pan taki uparty, będę musiała pana pożegnać, gdyż nie śmiem pozostać dłużej; rosa zaczyna padać. Dobranoc!
Wyciągnęła rękę. Zaledwie jej dotknął.
— Dobranoc! — powtórzył głosem cichym i dalekim jak echo.
Poszła, ale wnet powróciła.
— Czy pan zdrów? — zapytała.
Mogła śmiało zadać to pytanie, gdyż twarz jego była blada jak jej sukienka.
— Najzupełniej — odpowiedział — i ukłoniwszy się, zawrócił od furtki.
Ona poszła w jedną stronę, on w drugą. Obejrzała się za nim dwa razy, lekko jak wróżka sunąc przez