Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/489

Ta strona została przepisana.

— No, ileż właściwie posiadam?
— Ach, bagatelkę! Nie warto o tem wspominać... piszą, zdaje mi się, że dwadzieścia tysięcy funtów... ale cóż to jest?
— Dwadzieścia tysięcy funtów?
Oto nowy fakt zdumiewający, rachowałam na jakieś cztery, pięć tysięcy... Ta wiadomość, dosłownie, zatamowała mi oddech na chwilę: pan January (a nigdy nie słyszałam go śmiejącego się) śmiał się teraz.
— Doprawdy — rzekł — gdyby pani popełniła morderstwo, a jabym pani powiedział, że zbrodnia jej została odkryta, nie mogłaby pani mieć bardziej przerażonej miny.
— To wielka suma; czy pan nie sądzi, że zaszła tam jaka pomyłka?
— Niema żadnej pomyłki.
— Może pan źle cyfrę odczytał?
— Napisane jest literami, nie cyframi — dwadzieścia tysięcy.
Znowu uczułam się, jak ta osoba o przeciętnym apetycie, siadająca sama do uczty przy stole, zastawionym potrawami na sto osób. Pan Rivers wstał i włożył płaszcz.
— Gdyby nie taka okropna noc, przysłałbym tu Hannę, by pani dotrzymała towarzystwa. Wygląda pani tak nieszczęśliwie, że aż żal zostawiać panią samą. Ale Hanna, biedaczka! nie dałaby rady zaspom, tak jak ja: za krótkie ma nogi. A ja już muszę panią opuścić wraz z jej smutkami. Dobranoc!
Nacisnął klamkę: nagła myśl mnie uderzyła.
— Proszę, niech się pan jeszcze zatrzyma! — zawołałam.
— Bo co?
— Chciałabym wiedzieć, dlaczego pan Briggs pisał o mnie do pana właśnie. Chciałabym wiedzieć, skąd on pana zna i skąd mógł przypuścić, że pan, mieszkając w tak ustronnej miejscowości, może dopomóc w odszukaniu mnie?