Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/496

Ta strona została przepisana.

— Wcale za wiele nie powiedziałam; wiem, co czuję, i jak wstrętną jest dla mnie myśl o małżeństwie. Niktby się ze mną nie ożenił z miłości, a nie chcę być tylko przedmiotem pieniężnego targu. Zresztą nie nęcą mnie ludzie obcy, nie sympatyzujący ze mną, dalecy, różni mi naturą; potrzeba mi bliskich sobie i pokrewnych; takich, z którymi łączy mnie podobieństwo uczuć. Niech pan jeszcze raz powie, że chce mi być bratem. Gdy pan wymówił te słowa, czułam się zadowolona, szczęśliwa; niech pan je powtórzy, jeśli pan może, niech pan je powtórzy szczerze!
— Sądzę, że mogę. Wiem, że zawsze kochałem siostry, i wiem, na czem polega przywiązanie moje do nich — na uznaniu ich wartości i podziwie talentów. I ty masz zasady i duszę bogatą; w upodobaniach i przyzwyczajeniach podobna jesteś do Diany i do Marji; obecność twoja miła jest mi zawsze; w rozmowie z tobą już od pewnego czasu znalazłem zbawienną pociechę. Czuję, że łatwo i naturalnie mogę w sercu znaleźć miejsce dla ciebie, jako dla mojej trzeciej i najmłodszej siostry.
— Dziękuję: to mnie na dziś zadowala. A teraz lepiej, żebyś już poszedł, gdyż pozostając dłużej, możebyś mnie na nowo rozdrażnił nieufnym skrupułem.
— A szkoła, panno Eyre? Zapewne teraz trzeba będzie ją zamknąć?
— Nie. Zostanę tutaj, dopóki nie znajdzie się następczyni.
Uśmiechnął się z uznaniem: podaliśmy sobie ręce i pożegnał się.
Nie potrzebuję szczegółowo opowiadać, jakie jeszcze walki przyszło mi stoczyć, jakich argumentów musiałam używać, by sprawę spadku przeprowadzić tak, jak chciałam. Zadanie moje było bardzo trudne; ponieważ jednak postanowienie moje było niewzruszone, i krewni moi zrozumieli wkońcu, że ja nieodwołalnie chcę równego podziału, przeto wkońcu ustąpili o tyle, że zgodzili się całą sprawę poddać arbitrażowi. Na sędziów