Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/509

Ta strona została przepisana.

określiła pocałunek mojego kuzyna, duchownego; ale mogą być pocałunki próbne, a jego pocałunek był takim pocałunkiem próbnym. Pocałowawszy, popatrzył na mnie, ciekawy wrażenia. Wrażenie było niewielkie: jestem pewna, że wcale się nie zarumieniłam; może raczej pobladłam, gdyż w pocałunku tym odczułam niby pieczęć, przyłożoną do moich więzów. Odtąd January nigdy nie pomijał tej ceremonji, a powaga i spokój, z jakim ją przyjmowałam, zdawały się mieć pewien urok w jego oczach.
Ja zaś z dniem każdym coraz bardziej pragnęłam mu dogodzić. Ale też czułam coraz więcej, że dla tego celu muszę się zaprzeć połowy swej natury, zdusić połowę władz duszy, upodobania oderwać od pierwotnych skłonności i zmusić się do dążeń i zajęć, do których nie miałam wrodzonego powołania. January chciał mnie podciągnąć na wyżyny, niedosiężne dla mnie; męką było dla mnie podążanie do mety, którą mi wskazywał. Osiągnięcie jej było dla mnie takiem niepodobieństwem, jak przekształcenie moich nieregularnych rysów na wzór jego klasycznych, albo nadanie moim zielonym oczom błękitnej barwy morza i uroczystego spojrzenia jego własnych.
Jednakże nietylko wpływ Januarego dręczył mnie obecnie. W ostatnich czasach nie było mi trudno być smutną: robak zalągł się w sercu i wysysał u źródła wszelką mą radość; tym robakiem był niepokój i oczekiwanie.
Może kto pomyśli, że wpośród tych zmian miejsca i losu zapomniałam o panu Rochesterze? Ani na chwilę. Myśl o nim towarzyszyła mi stale, gdyż nie była to mgła, którą słońce mogło rozproszyć, ani rysunek na piasku, który burza zwiać mogła, ale imię, wyryte na trwałym marmurze. Gorące pragnienie dowiedzenia się, co się z nim stało, szło wślad za mną wszędzie; w Morton co wieczór ze szkoły wracałam do domku, ażeby o tem rozmyślać; a teraz w Moor House co wieczór zdążałam do sypialni, ażeby pogrążać się w smutnych rozważaniach.