Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/514

Ta strona została przepisana.

Nie rozdrażniły go te pierwsze zarzuty, gdyż je przewidział. Istotnie, oparty plecami o głaz, z rękoma skrzyżowanemi na piersiach, twarzą spokojną, był przygotowany na długi i męczący opór i uzbroił się w cierpliwość, mającą mu służyć do końca. Widziałam jednak, że postanowił walczyć aż do zwycięstwa.
— Pokora, Joanno — mówił — to podstawa cnót chrześcijańskich. Słusznie mówisz, że nie jesteś zdolna do spełniania tego dzieła. Któż bo jest do tego zdolny? Albo kto, kiedykolwiek, prawdziwie powołany, uważał, że godny jest wezwania? Ja, naprzykład, jestem tylko prochem i popiołem. Wraz z świętym Pawłem uważam się za największego z grzeszników; temu poczuciu własnej marności nie daję się jednak pognębić. Znam Wodza: wiem, że jest równie sprawiedliwy jak potężny; a skoro wybrał słabe narzędzie do spełnienia wielkiego zadania, z nieograniczonych bogactw swojej opatrzności zasili skąpość środków do tego celu. Myśl tak jak ja, Joanno, ufaj, tak jak ja. Oprzyj się o Przedwieczną Skałę; nie wątpij, że udźwignie ona ciężar ludzkiej słabości.
— Ja nie rozumiem życia misjonarza; nigdy się nie zastanawiałam nad pracą misyjną.
— W tem z całą pokorą mogę ci dać potrzebną pomoc; mogę kierować twoją pracą każdej godziny; stać obok ciebie stale; pomagać ci w każdej chwili. To mógłbym czynić na początek; wkrótce (gdyż wiem, co ty potrafisz), byłabyś równie silną i umiejętną, jak ja sam, i nie potrzebowałabyś mojej pomocy.
— Ależ moja moc — czyż temu sprosta? Ja tego nie czuję. Na twój głos nic się we mnie nie budzi, nic się nie porusza. Nie zapala się dla mnie najniklejsze światło, nie przyśpiesza się tętno życia, nie odzywa się żaden głos doradczy ani krzepiący. O, chciałabym, żebyś zrozumiał, że dusza moja jest w tej chwili podobna do więzienia bez promyka światła, ze spętanym na dnie tego więzienia strachem — ze strachem, byś ty mnie nie przekonał, a ja żebym się nie podjęła tego, czego nie potrafię wykonać!