Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/527

Ta strona została przepisana.

— Owszem, udam się tam, jako twoja pomocnica — odpowiedziałam.
Nastało bardzo długie milczenie. Jaka tam w tej przerwie toczyła się walka w jego duszy pomiędzy naturą ludzką a Łaską, tego nie wiem; wiem tylko, że dziwne błyski migotały mu w oczach i dziwne cienie przelatywały po twarzy. Wkońcu przemówił:
— Już ci przedtem dowiodłem, jaki to nonsens, by niezamężna kobieta w twoim wieku chciała towarzyszyć zagranicę nieżonatemu młodemu mężczyźnie. Wykazałem ci to w taki sposób, że, sądziłbym, powinnoby cię to powstrzymać od powracania do tego pomysłu. Żałuję, żeś to uczyniła, ze względu na ciebie...
Przerwałam mu. Dotykalna wymówka dodała mi odrazu odwagi.
— Bądźże rozsądny, January, zaczynasz mówić od rzeczy. Udajesz, że cię razi to, co powiedziałam. Ciebie to naprawdę nie razi, gdyż przy twojej wyższości umysłowej nie możesz być ani tak tępy ani tak zarozumiały, ażeby źle zrozumieć, co ja mam na myśli. Jeszcze raz powiem: będę twoim „wikarym“, jeżeli chcesz, ale nigdy nie będę twoją żoną.
Znowu pobladł, aż posiniał; ale tak jak przedtem doskonale wzburzenie opanował. Odpowiedział z naciskiem, chociaż spokojnie:
— Kobiecy wikary, nie będący moją żoną, nie odpowiadałby mi wcale. Ze mną zatem, jak się zdaje, nie możesz pojechać. Jeżeli jednak szczerze się ofiarowujesz, pomówię, będąc w mieście, z żonatym misjonarzem, którego żona potrzebuje pomocnicy. Twój własny majątek uniezależni cię od pomocy towarzystwa i w ten sposób może ci jeszcze być oszczędzony dyshonor złamania obietnicy i dezercji z szeregu, do którego zobowiązałaś się należeć.
Ale ja nigdy nie związałam się formalną obietnicą, ani zobowiązaniem, to też mowa Januarego tym razem była nazbyt twarda i despotyczna.
— Tu niema dyshonoru — odpowiedziałam — niema niedotrzymania obietnicy ani dezercji w tym wy-