Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/56

Ta strona została skorygowana.

— Nie, pani. Powiedziała pani panu Brocklehurst, że ja mam niedobry charakter, że mam kłamliwe usposobienie; a ja opowiem wszystkim w Lowood, jaką pani jest, i co pani zrobiła.
— Joasiu, ty tego nie rozumiesz: dzieci muszą być ukarane, jeżeli zawinią.
— Ja nigdy nie zawiniłam kłamstwem! — zawołałam jakimś dzikim, podniesionym głosem.
— Ale jesteś złośnica, to musisz przyznać; a teraz wracaj do dziecinnego pokoju... no, moja kochana... i połóż się trochę.
— Niech mi pani nie mówi „kochana”, bo to nie prawda! Ja nie mogę się położyć; niech mnie pani jak najprędzej pośle do szkoły, bo życie tutaj dla mnie jest nieznośne.
— Rzeczywiście, ja ją jak najprędzej wyślę do szkoły — szepnęła pani Reed, i zabrawszy robotę, wyszła nagle z pokoju.
Zostałam sama — zwycięska na polu bitwy. Pierwsza to była moja walka i pierwsze moje zwycięstwo. Stałam przez chwilę na dywanie, w miejscu gdzie przedtem stał pan Brocklehurst, i cieszyłam się zdobytą samotnością. Zrazu uśmiechałam się do siebie i czułam się podniesioną na duchu; ale ta dzika radość przygasła we mnie równie prędko, jak uspokoiło się przyśpieszone bicie mego tętna. Dziecko nie może wojować z starszymi, tak jak ja to uczyniłam; nie może puszczać wodzy uczuciom wściekłości, nie odczuwając zaraz potem dręczącego wyrzutu sumienia i chłodu reakcji. Wybuch jaskrawego, żywego, gorącego, pochłaniającego płomienia byłby obrazem stanu mej duszy w chwili gdy oskarżałam panią Reed i groziłam jej; czarna, wypalona pustka z chwilą, gdy płomienie zagasły, byłaby obrazem jej stanu, gdy półgodzinna cisza i zastanowienie wykazały mi szaleństwo mojego postąpienia i okropność mego stanowiska nienawidzonej i nienawidzącej.
Zemsty zakosztowałam po raz pierwszy; wydawało mi się to winem aromatycznem i krzepiącem, lecz metaliczny i gryzący posmak budził we mnie uczucia jakobym