Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/69

Ta strona została przepisana.

Niech czytelnik doda, dla uzupełnienia obrazu, delikatne rysy, cerę jasną, chociaż bladą, pełną godności postać i ruchy, a będzie miał o tyle dokładne, o ile słowa oddać je mogą, pojęcie o powierzchowności panny Temple, Marji Temple, jak kiedyś później wyczytałam na jej książce do nabożeństwa, którą oddała mi do niesienia, idąc do kościoła.
Przełożona szkoły w Lowood (gdyż tem była ta pani), zasiadłszy przed parą globusów, wezwała pierwszą klasę ku sobie i zaczęła z nią lekcję geografji; niższemi klasami zajęły się inne nauczycielki; przez godzinę powtarzano historję, gramatykę i t. d., następnie przyszło pisanie i arytmetyka, a niektórym starszym dziewczętom udzielała panna Temple lekcji muzyki. Zegar odmierzał czas trwania każdej lekcji; nareszcie wybiła dwunasta. Przełożona wstała.
— Mam słowo do powiedzenia uczennicom — rzekła.
Rozpoczynał się już hałas po skończonej lekcji, ale umilkł, uciszony jej głosem. Mówiła dalej:
— Dostałyście dzisiaj śniadanie, którego nie mogłyście jeść; musicie być głodne. Zarządziłam, żeby drugie śniadanie, chleb z serem, zostało podane dla wszystkich.
Nauczycielki popatrzyły na nią zdziwione.
— Kazałam to zrobić na moją odpowiedzialność — zwróciła się do nich z wyjaśnieniem, poczem natychmiast wyszła z pokoju.
Zaraz też wniesiono i rozdzielono chleb z serem ku pokrzepieniu i wielkiej radości całej szkoły. Teraz padło słowo komendy: „Do ogrodu!“ Dziewczęta włożyły ordynarne słomiane kapelusze wiązane na szarfy z kolorowego perkalu i płaszcze z szarej syberyny. Mnie ubrano podobnie, i wślad za innemi wyszłam na świeże powietrze.
Ogród stanowiła obszerna przestrzeń zamknięta tak wysokim murem, że wykluczał wszelką możność wyjrzenia dalej; wzdłuż jednego jego boku ciągnęła się kryta weranda, a szerokie ścieżki otaczały przestrzeń środkową, rozdzieloną na cały szereg małych grządek; te