Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/77

Ta strona została przepisana.

z jednego końca. To groźne narzędzie oddała pannie Scatcherd z pełnym szacunku ukłonem; następnie spokojnie, nie czekając na rozkaz, odpięła fartuch, a nauczycielka natychmiast ostro wymierzyła jej po karku dwanaście uderzeń tą wiązką gałązek. Ani jedna łza nie zabłysła w oczach Burns, kiedy ja przerwałam szycie, gdyż na ten widok palce zadrżały mi z próżnego, bezsilnego gniewu, ani jeden rys zamyślonej jej twarzy nie zmienił zwykłego wyrazu.
— Uparta dziewczyno! — zawołała panna Scatcherd — niczem nie mogę wykorzenić z ciebie nieporządnych przyzwyczajeń; odnieś rózgę.
Burns usłuchała; przyjrzałam się jej uważnie, gdy wracała; wkładała właśnie do kieszeni chustkę do nosa, a na chudym jej policzku błyszczał ślad łzy.
Godzinę rekreacji uważałam za najmilszą część dnia w Lowood: ten kawałek chleba i ten łyk kawy pokrzepiał, chociaż nie sycił; długi przymus dnia zwolniał nieco; w pokoju szkolnym cieplej było, niż rano, gdyż pozwalano, ażeby się ognie paliły nieco jaśniej, poniekąd w zastępstwie świec, których jeszcze nie zapalono. Ten czerwony blask, tolerowany hałas, to zamieszanie rozmaitych głosów nieciły upragnione wrażenie wolności.
Wieczorem tego dnia, kiedy widziałam, jak panna Scatcherd wymierzała chłostę Burns, chodziłam, jak zwykle, pomiędzy ławkami, stołami i śmiejącemi się gromadkami bez towarzyszki, ale nie czułam się osamotniona. Przechodząc koło okien, raz po raz uchylałam okiennicy i wyglądałam na dwór; śnieg padał gęsty, na niższych szybach już formował warstwę; przykładając ucho blisko do szyby, mogłam dosłyszeć, poza wesołym rozgwarem wewnątrz pokoju, żałosny jęk wiatru z zewnątrz.
Gdybym była niedawno opuściła miły dom i dobrych rodziców, w tej godzinie byłabym prawdopodobnie najżywiej odczuwała żal rozstania; wtedy ten wiatr byłby mi osmucił serce; ten chaos w ciemności zamąciłby mi spokój! W mojem położeniu wszystko to podniecało mnie tylko dziwnie, i zuchwała, rozgorączko-