Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/91

Ta strona została przepisana.

widzę! — I zanim zdążyłam odetchnąć, mówił dalej: — Nie mogę zapomnieć, że mam o niej słówko do powiedzenia.
A potem powiedział głośno, ach, jakże głośne wydały mi się jego słowa:
— Niech to dziecko, które stłukło tabliczkę, wystąpi naprzód!
O własnej mocy nie byłabym się poruszyła; byłam jak sparaliżowana; ale dwie duże dziewczyny, wpośród których siedziałam, postawiły mnie na nogi i popchnęły ku strasznemu sędziemu, a wtedy panna Temple łagodnie poprowadziła mnie przed niego, i dosłyszałam wyszeptane jej słowa:
— Nie bój się, Joasiu, ja widziałam, że to był przypadek; nie będziesz ukarana.
Ten dobrotliwy szept zranił mi serce,
„Za chwilę ona pogardzi mną, uwierzywszy, że jestem obłudnicą!“ — pomyślałam i zatrząsł mną poryw wściekłego gniewu przeciw panu Brocklehurstowi, pani Reed i im wszystkim. Nie byłam Heleną Burns.
— Przynieście to krzesło — rzekł pan Brocklehurst, wskazując na bardzo wysokie krzesło, z którego jedna z dyżurnych właśnie była wstała. Przyniesiono je.
— Postawcie to dziecko na niem.
I postawiono mnie na niem; kto mnie postawił, nie wiem; nie byłam w stanie zauważyć szczegółów; wiedziałam tylko, że zostałam podniesiona do poziomu nosa pana Brocklehursta, że znajduję się o jaki łokieć od niego, i że fala pomarańczowych i fioletowych jedwabnych okryć i obłok srebrnawych piór rozpościera się i powiewa poniżej mnie.
Pan Brocklehurst odchrząknął.
— Moje panie — przemówił, zwracając się do swojej rodziny — panno Temple, panie nauczycielki i wy, dzieci, czy widzicie tę dziewczynę?
Oczywiście, widziały mnie, gdyż czułam na sobie palący ich wzrok.
— Widzicie, jaka jeszcze jest młoda; widzicie, że wygląda tak, jak inne dzieci; Bóg łaskawie obdarzył ją takim samym kształtem, jakim obdarzył nas wszystkich;