Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/95

Ta strona została przepisana.

dała mi się ze zdziwieniem zapewne; nie mogłam opanować wzburzenia pomimo wysiłków; w dalszym ciągu płakałam głośno. Ona usiadła na ziemi obok mnie; objęła rękoma kolana; oparła na nich głowę w tej pozycji, milczała jak indyjski derwisz. Ja przemówiłam pierwsza.
— Helenko, dlaczego ty zadajesz się z dziewczyną, którą wszyscy uważają za kłamczucha?
— Wszyscy, Joasiu? Ależ jest tutaj tylko ośmdziesiąt osób, które słyszały, że cię tak nazwano, a na świecie są przecież setki miljonów.
— A co mnie obchodzą miljony? Te ośmdziesiąt, które znam, pogardzają mną!
— Joasiu, mylisz się: niema prawdopodobnie ani jednej osoby w szkole, któraby tobą pogardzała, albo nie lubiła ciebie, a wiele, jestem pewna, bardzo cię żałuje.
— Jakże mogą mnie żałować po tem, co pan Brocklehurst powiedział?
— Pan Brocklehurst to nie Pan Bóg: nie jest nawet żadnym ani wielkim ani podziwianym człowiekiem; niebardzo go tutaj lubią; nigdy nie postarał się o to, żeby go lubiano. Gdyby cię był potraktował, jako specjalną ulubienicę, znalazłabyś dokoła siebie nieprzyjaciółki jawne lub ukryte; tak jak jest, większość okazywałaby ci współczucie, gdyby tylko śmiały. Nauczycielki i uczennice popatrzą może na ciebie chłodno przez jakiś dzień, dwa dni, ale przyjazne uczucia kryją się w ich sercach; a jeżeli w dalszym ciągu będziesz się dobrze zachowywała, te uczucia niebawem ujawnią się tem widoczniej, że chwilowo są stłumione. A zresztą, Joasiu...
Tu przerwała.
— Co, Helenko? — zapytałam, ujmując jej ręce; dłońmi potarła mi palce łagodnie, ażeby je rozgrzać, i mówiła dalej:
— Gdyby cały świat cię nienawidził i wierzył, że jesteś zła, to jednak, byle własne sumienie było z tobą w zgodzie i nie uznawało w tobie winy, nie byłabyś bez przyjaciół.