Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/99

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, że nie tak bardzo dużo, proszę pani.
— A ten ból w piersiach?
— Trochę słabszy.
Panna Temple wstała, ujęła jej rękę i zbadała puls, poczem wróciła na swoje miejsce; słyszałam, jak cicho westchnęła. Milczała, zamyślona, przez parę minut, wkońcu, jakgdyby budząc się, powiedziała wesoło:
— Ale wy obie jesteście dziś w gościnie u mnie, muszę was przeto godnie przyjąć!
Zadzwoniła.
— Barbaro — rzekła, gdy weszła służąca — nie dostałam jeszcze herbaty; przynieś tacę i postaw filiżanki i dla tych dwóch panienek także.
Wniesiono niebawem tackę. Ach, jakże ładne wydały mi się te porcelanowe filiżanki i ten imbryk błyszczący, gdy ustawiono to wszystko na okrągłym stoliczku przed kominkiem! Jak wonną była para napoju, jak pachniały grzanki! tych jednakże, ku mojemu zawodowi, (gdyż zaczynałam odczuwać głód), była tylko bardzo mała porcyjka; panna Temple zauważyła to także.
— Barbaro — rzekła — czy nie mogłabyś przynieść trochę więcej chleba i masła? To nie wystarczy dla trzech osób.
Barbara poszła i zaraz też wróciła.
— Proszę pani, pani Harden powiada, że posłała zwykłą ilość.
Pani Harden, nawiasem, była to gospodyni; niewiasta zupełnie wedle serca pana Brocklehursta, sucha jak kość, twarda jak żelazo.
— O, dobrze, dobrze! — odpowiedziała panna Temple. — Więc musi nam to wystarczyć.
A gdy dziewczyna wyszła, dodała z uśmiechem:
— Na szczęście mam na ten raz możność dopełnienia braku!
Poprosiwszy Helenę i mnie do stolika i postawiwszy przed każdą z nas filiżankę herbaty z jednym wyśmie-