Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/237

Ta strona została skorygowana.
PEANY MIŁOŚCI225

Wichr szumiącemi skrzydłami uderza,
Jak gdzieś po szybach znaki deszczem pisze.

Jeźdźcy ze zimna przyśpieszają biegu;
Lasy i drogi pod brzemieniem śniegu;
Gromada dziewcząt, rozśpiewana, świeża,
Przędzie, podobna do lilij szeregu.

W rozlanej cieniów i zapachów fali
Dusza się moja w wszystkich zmysłach żali;
Noc piersi moje swym oddechem parzy,
Na mą bezsenność sen spogląda z dali.

Tam, gdzie wyrasta pasmo wzgórz ponure,
Gdzie morskie drogi pną się popod chmurę —
Wszędy śmierć widać, a sen na tej twarzy
Rozwiał swe włosy. Tam swych ust purpurę

Zlewając wzajem, leżą kochankowie;
Owocu życia słodkie chłoną zdrowie,
A mnie głód trawi i pożera spieka;
Że zna ten owoc, warga ma nie powie.

Słodki-li owoc mego pożądania
Tej, co się wargą na wargą mą słania;
Jak kwiat na kwiacie, tak ci jej powieka
Na jej źrenicach leży, gdy, z kochania,

Moja na moich niby żar na żarze.
I tak leżymy, nie jak z Śmiercią w parze
Sen, śród całunków, oddechów rozkoszy.
Nie jak przy żonie mąż, w słodkim rozgwarze

Miłosnych zakląć, gdy ona pieszczoty
I swe całunki zamienia w tęsknoty
Nienasyconych ust, gdy żądza płoszy
Żądzą, a w oczach płacze uśmiech złoty —