Miód tych zapachów przeciężkich zabija
Wszelaką duszę, gdy się schyli po nie.
Jako wędrowiec pośród leśnych chaszczy
Wraz się na zapach niezwykły ułaszczy,
Idący z pastwisk pantery, i zasię
W ślad jego śpiesząc, ginie w żarnej paszczy,
Tak i my, śpiesząc miłości tropami,
Która nas wonią jadowitszą mami,
Giniem od razu — by ów na popasie
Słodkiego zwierza: piekło jest przed nami!
Dzisiaj, gdy ciężkie umierają chwile
Jedna po drugiej, kiedy wspomnień tyle
Rośnie i rośnie, — dziś myślą o kresie
Tego wszystkiego, co nęci tak mile:
O końcu wojny, o długim pokoju,
W liście zdobiącym czoła pełne znoju,
O tem, jak szczęk się po turniejach niesie,
O letnich pieśni rozśpiewanym zdroju.
Miłości-m śpiewał nieznane mi moce:
„O, w jej uśmiechu większy wdzięk migoce,
Niż w Magdaleny łzach lub drobnem piórze,
Co padło z skrzydeł gołębich, sieroce.“
Śpiewałem „uśmiech, co całunek kradnie,
Ból krwawych pulsów, rozkosz, która zdradnie
Rozwiera oczy oślepłe, te duże
Oczy, gdzie miłość swemi usty władnie;
„Usta, lepiące się do lic, aż one
Tym samym spłoną ogniem, rozpalone
Od pocałunów, co, zraniwszy, koją,
Zanim twe oczy zasną, uciszone