Dla gościa, co przybiegnie z wieńcami nad czołem
I rozwidni podziemie błyskawicą oczu!
Znany w gronach aniołów z upojeń i śmiechu,
Tępicie! żmij na słońcu, wesela podczaszy, —
Szmer pokątny skinieniem swej fletni wystraszy
I przywróci dźwięk czysty wszelakiemu echu.
Znawca uczt doskonałych, przodownik marzenia,
Nie mogąc ucztujących odróżnić od chmury, —
Każe dzwonić kielichom godzinę zbawienia
I napełni je winem, starem jak lazury!
Lecz próżno, gdy ich wabi mgła widzeń słoneczna,
Nasłuchują, azali podwojów ościeże
Ze snów rdzawych zbudzone — skrzypną swoje: „wierzę!“
Gość nie przyjdzie — a uczta dla smutnych zbyteczna...
ICH SZATAN.
Ich szatan, utraciwszy święty zapal grzechu,
Lekceważy swe ognie trawiące i czary.
Niespodziane wybuchy nadziei lub wiary
Psują mu doskonałość sztatańskiego śmiechu.
Marząc nowe kuszenia i nowe chichoty.
Włóczy się, jak bez celu, ten łotr zadumany, —
I, jakoby księżyca niezmienne odmiany,
Trapi go myśl, krążąca dokoła tęsknoty...
Próżno szuka płomienia dla swojej pochodni
I barwy dość piekielnej dla świetnych sztandarów!