Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/270

Ta strona została przepisana.
ODDALEŃCY257

Chwiefność grzechu samego, trudny wybór zbrodni
Igra mieczem, wiszącym u boku zamiarów!

Więc wybrednie bezczynny, a pełen olśnienia,
Jak wniebowstępujący na wieczną weselność, —
Okiem, chciwie zmrużonem, z rozkoszą ocenia
Swych odświętnych wywczasów ochoczość i dzielność!

Bo w pazurach swobody, pozornie pastuszej,
W usilnem niewkraczaniu we własne bezedno, —
Tkwi niejedna tortura i piekło niejedno,
Godne nawet najbardziej nieśmiertelnej duszy!..

On wie o tem — ów śmiały wróg samego siebie!
I tem właśnie, iż wszelkich poniechał zabiegów.
Gotuje nowe męki dla nowych szeregów
Czcicieli kół zaklętych i pląsów po niebie!..

Na wzór mężnych serajów haftując swe szaty
Dzwonnem złotem tryumfów, — ten truteń obłoczny.
Wsłuchany w swych upadków zwycięskie wiwaty.
Resztki nieba rad wyssać z kałuży pomrocznej!

Bo, w zmierzch piekieł zużytych wzierając niechętnie.
Śn i idylle niebiańskie, a chytrze swe lice
Odmładzając w błękitach, — pradawną różnicę
Między sobą a bogiem niweczy doszczętnie! —




NIEZNANEMU BOGU.

Jednym — jarzmo kochania, drugim — nędzy brzemię,
A im — tylko modlitwa dumne zgina karki!