Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/340

Ta strona została przepisana.
NARODZINY MARCHOŁTA327

na pół funta czy na łut — — —
Ile lat ma wasz ostatni?.. —
Tyle lat,
a dziś jakbyś skręcił bat! — — —
MACIEK.  Powiedziałem — moiściewy,
przesiewacie szczere plewy
w swej dobroci bratniej — — —
ŻEBRAK.  Prawda... głużą po wsi całej —
moje uszy też słyszały — — —
MACIEK.  Co słyszały?
ŻEBRAK.  Powiem szczerze,
że ja wcale w to nie wierzę — — —
SZEWC.  I ja niby wątpię o tem —
miedź nie będzie nigdy złotem —
ino to, że człek się zmienia
niby drzewo od korzenia
aż do liści — — —
cud się iści!..
MACIEK.  A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry! zbóje!
tak mu gębę zamaluję,
że w odzieży
nie poniesie gnatów w świat,
potłuczonych kości z ćwierć — —!
ŻEBRAK.  W imię Ojca! Syna! Ducha!
Człowiek słucha i nie słucha!
Sprośne, majster, wasze usta,
a tu u mnie torba pusta.
Nie posadzi mnie do stołu
z innymi pospołu!..
Gospodarzu! tak się prawi — — —
I grzesznicę Pan Bóg zbawi!..
Zdrowaś Marya, łaskiś pełna — — —
Wszystko z grzechu! Czarna wełna
na baranie — — —
MACIEK.  Tak się stanie,
że was spierze, o, ta żerdź — — —!!
Chwyta kij.
SZEWC.  Sierdź się! sierdź!
Ja-ć nie mówię, ino powiem:
zapijmy to waszem zdrowiem —