Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/344

Ta strona została przepisana.
NARODZINY MARCHOŁTA331

co uderzysz, kamień goły.
Księże śpiewy, księże mowy,
a dół jeszcze nie gotowy
i człek nie ma swej radości...
SZEWC.  Tyle gości! tyle gości!
jest i stolarz — —
— ze stolarką — — —!!

Wchodzą pani i pan Wiórek.
WÓJT.  Nie zmierzysz ich szewcką miarką —
takie państwo — —.
MACIEK.  A, witamy — — —
SZEWC.  Dyć, nie proste chamy!..
A cóż waści tu przyniosło?
Kto godniejsze ma rzemiosło?!
Dyć, pan Wiórek! Nie przechera!
Nie sam na bal, tylko parą — — —
MACIEK.  Dajcie spokój pustym swarom — —
PANI WIÓREK.  Ii! szewcowa też się zbiera,
ale zebrać się nie może:
kryzka jej się oberwała,
a na igłę, choć tak mała,
szydło waści — — —
SZEWC.  Mocny Boże!
dla nas wszystkich sprawa znana,
że hebelek u asana — —
STOLARZ.  Wara waści do hebelka,
bo on, hebel, rzecz zbyt wielka —
SZEWC.  Wiemy, wiemy doskonale:
hebel u was w wielkiej chwale,
ino trochę — — —
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Przypomnijcie mu macochę
jego syna — —
SZEWC.  dyć — — — z macoszki
ponoć ściąga syn pończoszki? —
PANI WIÓREK.  Pilnuj waszeć swoich córek — — —
SZEWC.  Pani Wiórek! pani Wiórek!
STOLARZ.  Karolinko! żono moja!
taka twojej cnoty zbroja? —
A ja ciebie, o jedyna — — —