BABKA. A w wnętrznościach co za siła!
Ledwiem sobie rąk domyła...
MIECHODMUCH. Sprośny młodzian, wielce sprośny!..
ORGANISTA. Będzie w świecie bardzo głośny!
WÓJT. Jednem słowem: taki chłop
to jest niby żyta snop —
ino kto go młócić będzie?..
Ale inna rzecz na względzie:
zdrowie wasze, walny kmotrze!
Niech się człowiek o w as otrze,
może też zadziwię świat — — —
SZEWC. Tyle lat!
A dziś jakbyś skręcił bat!
Ale prawda: człek się zmienia,
niby drzewo od korzenia
aż do liści —
cud się iści...
MACIEK. A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry, zbóje!
tak mu gębę zamaluję,
że w odzieży
nie poniesie gnatów w świat —
potłuczonych kości z ćwierć — — —
ORGANISTA. Sierdź się, sierdź —
tu o inne idzie rzeczy —:
MIECHODMUCH. — — czy ten potwór człeczy,
to łajno olbrzymie —
hę? —
ORGANISTA. — ma już swoje imię —?
MACIEK. Któżby, wiecie, myślał o tem?
przyjdzie pora, przyjdzie chrzest —
STOLARZ. — to i patron święty jest —
SZEWC. A jakże,
pana dyabła szwagrze —
MIECHODMUCH. Nie będzie w tem żadnej sprzeczki —
WÓJT, SZEWC, obstąpiwszy nowonarodzonego:
Gruby na pół beczki.
ŁAWNIK. Jak burak czerwony —
WÓJT. Walne wyda plony —
POPIOŁEK. Istny Marchołt — —
WSZYSCY. Rośnij nam, Marchołcie!
Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/357
Ta strona została przepisana.
344CHIMERA