Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/357

Ta strona została przepisana.
344CHIMERA

BABKA.  A w wnętrznościach co za siła!
Ledwiem sobie rąk domyła...
MIECHODMUCH.  Sprośny młodzian, wielce sprośny!..
ORGANISTA.  Będzie w świecie bardzo głośny!
WÓJT.  Jednem słowem: taki chłop
to jest niby żyta snop —
ino kto go młócić będzie?..
Ale inna rzecz na względzie:
zdrowie wasze, walny kmotrze!
Niech się człowiek o w as otrze,
może też zadziwię świat — — —
SZEWC.  Tyle lat!
A dziś jakbyś skręcił bat!
Ale prawda: człek się zmienia,
niby drzewo od korzenia
aż do liści —
cud się iści...
MACIEK.  A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry, zbóje!
tak mu gębę zamaluję,
że w odzieży
nie poniesie gnatów w świat —
potłuczonych kości z ćwierć — — —
ORGANISTA.  Sierdź się, sierdź —
tu o inne idzie rzeczy —:
MIECHODMUCH.  — — czy ten potwór człeczy,
to łajno olbrzymie —
hę? —
ORGANISTA.  — ma już swoje imię —?
MACIEK.  Któżby, wiecie, myślał o tem?
przyjdzie pora, przyjdzie chrzest —
STOLARZ.  — to i patron święty jest —
SZEWC.  A jakże,
pana dyabła szwagrze —
MIECHODMUCH.  Nie będzie w tem żadnej sprzeczki —
WÓJT, SZEWC,  obstąpiwszy nowonarodzonego:
Gruby na pół beczki.
ŁAWNIK.  Jak burak czerwony —
WÓJT.  Walne wyda plony —
POPIOŁEK.  Istny Marchołt — —
WSZYSCY.  Rośnij nam, Marchołcie!