Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/463

Ta strona została przepisana.
450CHIMERA

Już rumak ujarzmiony. Bodzie go statków kil,
W bokach ma kotwic szpony, już ciągnie ludzki pług,

Do okrętowych pudeł wprzęgnięty... Raptem gniew
Stroszy mu wichry kudeł, bieli posoką pian...

Z granitowej hołobli wyrwał grzywiasty kark,
Zatupotał po grobli i umknął w wodny step...

Toń głąb’ ma niezmierzoną: długi je czeka spad.
Zanim do dna dotoną, topielec fregat, szkun...

Tam to ziemskie wspomnienia: poddańczych piętno hańb
Z swej pamięci wyplenia ocean — głębin pan.



II.

Ale zapomnieć ląd, zapomnieć, jak się gwarzy
W miałkiej, słonecznej plaży, zapomnieć — próżny trud!

Pamięta, w skwary, toń te cuda nagiej bieli
Lądowych cór w kąpieli — te cuda lic i łon!

Ramion tych białych żal, które, poobnażane,
Śćmiewały bielą piane, burzącą się, jak dąs!

Żal szafirowych ócz, których słodkie owale
Wstydziły barwą falc: taki w nich szafir grał!

I kiedy, ciałem wzdłuż kładąc się, powierzały
Morzu swój ukształt biały... Jak zapomnieć ten cud?