Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/469

Ta strona została przepisana.
456CHIMERA

Cicho metaliczny jęk niech zejdzie tam na majaczące głowy, i niech im da całowanie ciche, choć we śnie...

— — Ave Maria, krynico niebieska...
Oto jakieś rude trawy toczy błyskliwy płomyk pożaru, i w pomroce trzeszczą krwawe iskry.
Oto w ciemną toń z brzegu rzuca się topielca głowa, i nic nie cichnie prócz plusku, bo noc jest nad ziemią.
A chłodne ręce moich ludzkich trosk obejmują pień na bagnie, miast drogowskazu.
I płakać chcę, — i płakać nie mogę.


I zdaje mi się niekiedy, że dźwiękliwie jakby chciała przemówić harfa. —
Zdaje mi się, że, kiedy widmowy blask gwiazd oplata chłodnemi promieniami zamek na skale, jakaś dobra mglista twarz zagląda przez cicho skrzypiące drzwi. — — —
A twarzą tą jest wyobrażenie ludzkiej Miłości u wszystkich poetów świata, odbite po raz setny w ubogiem zwierciadełku — izby z kaktusami. — — —
Ale nie klęka ono u podstawy harfy i nie przytula twarzy do struny.
Ono, harfa i niezmienne wahadło konieczności są trzem a niewidzącemi się nigdy mieszkańcami zamku.
Wahadło mierzy zachody, harfa w zachody i widmowe blaski gwiazd czeka palców, a ono, odbite po raz setny, zagląda przez łukowe, cicho skrzypiące drzwi.
I niech się przenoszą bieguny pod równik, — niech gleczery pełzną jak lawa na gaje płomiennoowocnych pomarańcz; —
niech się po tysiąckroć wynurza i zapada atlantyda; — —
zawsze i zawsze żyć będzie zamek, i trzy niewidzialne sobie wzajem istoty. — — —
Wyobrażam sobie trybuna ludu, któryby przed obliczem wyczekujących mas rozwinął podobne obrazy, —
wyobrażam sobie szanownego uczonego, któryby na odczycie dla inteligentów podjął podobne słowa do wysokości swej katedry, popierając je obrazami niknącemi zamku, skały, doliny i owijającego wszystko czasu.
Jak czujemy w sobie dwa toczące się kręgi krwioobiegu, z któ-