Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/478

Ta strona została przepisana.
LIRYKA465

OPOWIADANIE.

Po pustych miastach — włóczą się globy słońc, w płomieni swoich złocie; — — —
śpij słodko, myśląc o włóczęgach świateł. —
Bezwiedne kroki chodzą w ślad za tobą, gdy we śnie wodzisz dłonią po konturach życia.
Pozłoty bladej widma na twych snów gobelin bezwiedni tkacze kładą w mleczne noce, — — — i pryska chłodny zdrój rozrzewnień na obrazy dalekich świata dróg, gdzie kwitną szare róże.
Śpij słodko; — lśniące koło jasne jutro trzyma, by puścić je w bolesny, skrzący tan, i wyśmiać próchno rojeń.
O, póki nie wiesz, jak oślepia ten błysk koła, — śpij słodko i śniąc szepcz prawdziwe żądze życia.

W krzywych uliczkach miast, gdzie się rozrasta błoto, włóczą się globy słońc, w płomieni swoich złocie. —
Poco się włóczą tam słoneczni ci pijacy?
Czy jakieś buntu pieśnie wzniecić chcą w zapadłych szybach?
Czy chcą w olbrzymów świat schorzałe wtrącić dusze? —

Śpij słodko; — słońca muszą włóczyć się po ziemi; —
— aby nie popadł w zbytnią wzgardę cień — od starych do mów;
— aby wytykać można było tych pijaków brudną dłonią, — z owego cieniu, który słońcom zmódz smutku nie daje.
A szanowany cień jest twierdzą brudnych serc i dłoni.
Śpij słodko; bowiem nie wiesz, ma dziecino mała, że te włóczęgi słońc, jako i twierdze cieniów, istnieniem sobie wzajem dają życie — — a muszą żyć tak słońca jak i cienie.
— Proś we śnie bogów o inaczej wklęsłe lustro prawdy —


LIRYKA.

Zostawiono mnie ze skarbami mojemi, mówiąc: — oto masz to, co-ś dał; — weźże z powrotem. Twoje złoto złotem dla mnie nie jest, — twoje matowe, smutne złoto.
Lubię jesień jabłek dojrzałych, lubię tkań pajęczą na płoną cym owocu, a kolor twoich skarbów nie jest taki. — Weźże je z powrotem. —