Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/491

Ta strona została skorygowana.
478CHIMERA

I przytakując zadumie brwią ciemną,
Mnie — już spełnioną, czarownie zbyteczną —
Ciśniesz o ziemię w niepamięć nikczemną!
A ja się z jękiem u stóp twych rozpadnę
Na ognie błędne, na rdzawe zarazy,
Na dzwonnej śmierci ostatnie rozkazy
I zanieśpiewań lamenty kaskadne!
Na wszelką niemoc, na wszelką tęsknotę
I na uroki zatrutych strumieni,
Na burze czarne, szkarłatne i złote,
I na tę, co się po grobach zieleni!..
Na mchy i bluszcze, wypełzłe odziemnie
Ku podeptanej mych spiżów ruinie,
I na to wszystko, co zginąć ma we mnie,
I na to wszystko, co w tobie nie zginie!

Bolesław Leśmian.
CHIMERY KATEDRY PARYSKIEJ.

Chimer ród fantastyczny obsiadł cały tum,
Na dzierzganych balustrad kładzie się krawędzie,
Z ganków wież się przegina w ciekawym zapędzie,
Z gęstwy roślin kamiennych wychyla się tłum.

Dziwiąc się, pilnie patrzą, co było i będzie;
Czy z gromami szaleje chmur urwanych szum,
Czy wieczór dzwon kołysze do pobożnych dum,
Na miejscach swoich trwają, czujnie bacząc wszędzie.

Osobliwy im świat ten, zmienny, jak toń wód,
Taki on różny od nich, i wszystko im obce,
I tak śmieszny chimerom nowożytny ród...

Wzrok weń wparły, lecz znać z ich nieuchwytnych min,
Nie wiedzą, na tragedyi-li są, czy na szopce,
I lekko powstrzymują drgający śmiech drwin.

Kazimierz Lubecki.