Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/493

Ta strona została skorygowana.
480CHIMERA

A we mnie był strach tylko. Z najeżonym włosem,
męczony ciekawością, stałem oniemiały.
A bór mówił wciąż do mnie, mówił ludzkim głosem.

Nareszcie zrozumiałem. On mówił: „Daleko,
„gdy przejdziesz te mokradła, hen w zachodniej stronie,
„za siedmioma górami, za trzynastą rzeką,
„leży pełne spokoju i ciszy ustronie.
„Tam, śród skalnych rozpadlin, w mroku pełnej niszy,
„rozsiadła się Martwota na bezdusznym tronie
„i pilnuje Królewny, co, uśniona w ciszy,
„leży pełna tęsknoty w niebytu koronie.
„Jeśli w piersi ci iskra wulkaniczna płonie,
„jeśli Duch twój się czuje niby rozpętany
„Tytan mocny, co tchnieniem gasi huragany,
„— idź i śpiącą pocałuj w wychłodłe jej skronie!..
„Ona wstanie zbudzona; lodowe pawęże
„stopione w mgłę się zmienią. Jej Dusza zapłonie,
„ramiona wokół ciebie splotą się jak węże!..
„I w tym uścisku doznasz nadziemskiej rozkoszy,
„co cię czarem nieznanym dotychczas owionie,
„co roztworzy ci niebo, lecz ci spokój spłoszy.“

Szedłem długo, tak długo, że rachuba czasu
zatarła się w mej myśli. Szedłem zadumany
w ciągłej nocy przez zmroczne korytarze lasu,
przez bagna i topiele, przez martwe polany...
Las milczał, lecz przebrzmiałe słowa opowieści
rozbudziły mi w duszy radosne peany,
pełne jakiejś roskosznej tajemniczej treści,
co mi noc zamieniały w cudny nimb świetlany.
Szedłem jakgdyby we śnie, słodko omotany
wiotką nicią tęsknoty, której ręka biała
na kanwie moich marzeń złotem haftowała
obraz śpiącej Królewny czysty, nieskalany.
Las się skończył. Już dawno zostawiłem w tyle
stepów i łąk bezbrzeżnych szumiące burzany
i wkroczyłem w krainę, w której jak w mogile
smutno było i cicho. Skalista korona
otoczyła głaz czarny księżycem oblany,
a na nim w śnie głębokim spoczywała Ona.