Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/527

Ta strona została przepisana.
514CHIMERA

dział, co robi, jak żyje, — chyba sąsiedzi blizcy. Powiadali, że całą zimę w chałupie nie palił — jeno z dziećmi na piecu zimował.
Teraz cała wieś mówiła o nim: przyszedł do domu wieczorem i zastał dziewuchy na piecu.
„Tatulu jeść chcemy“ — mówi starsza Hanusia.
„To mnie jedzta — cóż ja wam dam do jedzenia? Macie tu chleb — napychajta się.“
I dał im kawałek chleba, a one — jak szczenięta przy kości — koło chleba się uwijają.
„Powylęgała was i ostawiła na mojej głowie — bodajby ją ziemia wyrzuciła. Cholery gdziesik chodzą po ludziach — bodaj je kołki sparły — a do nas nie przyjdą. Tej chałupy to się i choroba boi.“
Dziewczęta nie słuchały wyrzekań ojca — bo było tego co dnia i co godzinę — więc przywykły. — Jadły chleb na piecu, a patrzeć na nie było przykro i żal. Bóg wie, jak się kosteczki kupy trzymały, tylko ocząt czworo świeciło i żyło. Zdawało się, że te oczy ważyły jak ołów — i gdyby nie te oczy, to reszta ciała poleciałaby z wiatrem jak puch, a teraz kiedy suchy chleb jadły, zdawało się, że im te kosteczki w twarzy potrzaskają.
Kuba zerknął na nie z ławy i pomyślał: „nieboszczyki,“ a tak się zląk, że aż mu pot na ciało wystąpił. Coś mu się zdawało, jakby mu piersi ciężkim kamieniem przywalili. Dziewczęta żuły chleb, a on przypadł do ziemi i modlił się, ale go coś ciągnęło patrzeć na nie i myśleć „nieboszczyki.“ —
Kilka dni bał się Kuba w chałupie siedzieć — chodził po ludziach, i mówili, że był bardzo smutny. Zczerniał — oczy mu w głąb’ wpadły — jakby nie chciały patrzeć na świat, jeno na ten kamień, co mu pierś toczył. Wieczorem kiedyś przyszedł do chałupy — nagotował dzieciom kartofli — posolił i rzucił na piec, aby się posiliły. Kiedy trochę podjadły, powiada:
„Złaźta z pieca — pójdziemy w goście.“
Dziewczęta poschodziły z pieca — Kuba je pooblekał w koszuliny — młodszą Kasię wziął na ręce, a Hanusię za rączkę, i wyszedł z chałupy.
Szli długo łąkami, aż stanęli na wzgórzu. W blaskach księżyca słała się rzeka w dole, jak szerokie pasmo rtęci. Wzdrygnął się Kuba — bo go zmroziła ta błyszcząca rzeka, a kamień na piersi jeszcze cięższy wydał. Zadyszał się i ledwie dźwigał małą Kasię. —
Schodzili w dół ku rzece. Kuba zębami szczękał, aż się głos