Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/545

Ta strona została przepisana.
532CHIMERA


728), ale niepozbawiona zarazem pewnego zabarwienia sentymentalno- i nawet sensualno-romantycznego, dająca się łatwo uwodzić nadmiarowi wrażliwości, potrzebująca oparcia i wodzy. Postać z wieloma zadatkami na jakąś Beatryczę, na „wieszczkę“ Peladanową[1], na duchową równorzędnicę człowieka[2], ale nie bez słabości i upadków również, z typu raczej „Nannah, parédre lunaire“[3], „miesięcznica“ raczej niż „słonecznica“ piękności[4], raczej z kobiet Botticellego lub Rafaela, niźli z Leonardowskich, Bryzeis raczej niźli Helena lub Gioconda.

Taką okazuje nam ją nawet portrecik z lat ostatnich życia (drzeworyt z fotografii), dołączony do nekrologu w Tyg. III. Mimo śladów wieku, mimo widocznego znękania i znużenia, niewymownie piękna i szlachetna to twarz, cala posunięta ku duchowości, cala w liniach, subtelnych a wyrazistych, uderzająca niezmiemem, aż bolesnem prawie wezbraniem uczucia, a zarazem pełna dziewczęcej szczerości i bezgranicznego siostrzanego oddania. Jakąż musiała być, jakimż czarem tchnąć nieodpartym młoda, dwudziestoparoletnia kobieta, którą poznał Słowacki, — smukła, „dorodna“ jako greckie bóstwo (Teog. 362 i 378), „z piersią kochanki i matki, z twarzą przecudownej Afrodytowej piękności... z ciałem łani“ (Wykł. nauki 18714–15), „z oczyma co szmaragdów podobne ogniskom“ (Zbor. 548), z „rubinem, który z jej ust światło leje“ (Kr. D. I, I, XIV), z falistą złotych warkoczy wstęgą (Zbor. 492 i waryant), z owemi „lekkiemi rumieńcowemi różami, jakoby wstydem nawpół pochowanemi w białości lica“ (Zbor. 406 — 408); z całą wonną, chłodną świeżością dziewiczą (Zbor. 506), a zarazem z ogromnem rozfalowaniem uczucia,

    wywał, i do swoich poetów, których przekładał z umiłowaniem i mistrzowstwem. Jako poeta, stał zdaleka od swarów literackich; na słynnych ze złośliwości zebraniach u W. Krasińskiego — acz de nomine klasyk — nie bywał: wielkiego wykształcenia i wyrobionego smaku, nie oglądał się na etykiety, szukał przedewszystkiem głębszej wartości poetyckiej, a znalazłszy taką, z zapałem w mowie ojczystej równoważnika dla niej szukał. Przekłady jego (z Pope’a, Tassa, Byrona, Schillera, Danta) do najlepszych w literaturze naszej należą. Mamy wrażenie, że przekład Pukla porwanego nie pozostał bez wpływu na Mickiewicza, i że zwłaszcza niektóre ustępy, zwroty, wyrażenia znalazły żywe odbicie w Panu Tadeuszu.

  1. Comment on devient fée. Paris. 1893.
  2. List do Rembowskiego, 7420 — 758.
  3. Peladan, op. cit., str. 52.
  4. Wykład nauki, 17911–17: „Pozwól mi teraz, Helionie, że cię nazwę duchem słonecznym, a Helois jako w słowiku niegdyś śpiewająca pod nazwaniem ducha księżycowego w stanie. Do ciebie należyć będzie rewelatorstwo proste, więcej z wiedzy niźli z czucia — ona się będzie więcej czuciem i snem powodować [por. Peladan. 53: „réveuse et tendre“] i smętniejszą drogą poleci.“