Niewinien, chociaż płaczą! bo płaczą, jak dzieci —
zbrodnie ich są dziecinne! Widziałem w czas zachodu
zbrodniarzy, igrających z bydłem, „mord“ stuleci —
Napoleonów, śniących przepych, jako dzieci,
dni widziałem wschodzące w brudnej barwie jodu —
Lodową stalą błyszczy wielki cmentarz: ziemia.
W kaskadach barw tęczowych — szkielety. Krwi czara!
A nad nią Gilotyna smukła wzrok oniemia —
Hymn szczęścia? Hymn dla ciała? Dziś, gdy zmarzła ziemia?
Gdzie ciało? — Hymn dla chleba? — Wielkaż zbrodnia? kara?
Kto czci dzisiaj nieszczęścia, co nie idą z ciała?
— Osądzeni się cieszą, że kieski — moralne!
Gdzie żary dawnych stosów? — Pieśń ta skamieniała.
Graal już mchami porasta. — Co nie idzie z ciała,
— stygnie. — Spopielały stosy całopalne —
i bielą się dziś trupio te stosy z igliwia
wonnych świerków, bo Dusza ludzka krwawo zgasła —
Gdzie Męka Wniebowstąpień, gdzie Bóg, co uszczęśliwia?