Strona:Chopin- człowiek i artysta.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.

Należy go tylko porównać z Schumannem. Ten czystej krwi romantyk pokonał w sobie wirtuoza, a mnie się zdaje, że Berlioz był wyolbrzymionym wirtuozem. Jego orkiestralna technika jest potężna, ale jego muzyka nie może sobie utorować drogi do mojej duszy. Szarpie nerwami, podoba się przez swą gigantyczność, niezwykłość i bezkształtność, ale dźwięki jej mają w sobie coś upiornego, jak gdyby ta muzyka była jakimś olbrzymim ptakiem z okresów przedhistorycznych, czemś w rodzaju strasznego „Pterodaktylusa“ z wytrzeszczonemi oczami, potwornem uzębieniem i skrzeczącym głosem. Berlioz, jak Baudelaire, umie napełniać nas przerażeniem. Jest bezwarunkowo tak, jak to pisze John Addington Symonds: — Wszyscy powinniśmy się odwrócić od pseudoklasyków, fałszywych proroków romantyzmu. Poeta naszych czasów nie może odprawiać swego nabożeństwa na Parnasie naśladowanym, ani też nie może święcić swej mszy czarnej na Łysej Górze z masy papierowej. Artysta otwarcie idzie przez świat, wędrując w blaskach prawdziwego światła. — Wszystko to działo się, zanim jeszcze czarodziej polski zaczął ku orzeźwieniu spragnionych dusz chorego Paryża destylować swe słodkie, oszałamiające, jadowite eliksiry.
Pomyślmy tylko o tych damach i panach, których przybysz dokoła siebie zgromadził — bo tu w krótkim czasie poznano się na jego genjuszu: Wiktor Hugo, Lamartine, Lamennais — ach, jakimże balsamem były w owych dniach jego „Paroles d'un Croyant“ — Chateaubriand, Saint­‑Simon, Mérimée, Gautier, Liszt, Wiktor Cousin, Baudelaire, Ary Scheffer, Berlioz, Heine, — który Polaka prosił o wieści o Muzie, tej śmiejącej się nimfie, i pytał, czy ona wciąż jeszcze z tak czarującą kokieterją drapuje na spływających jej na