lepszy uczeń, wicehrabia Spelboerch de Lovenjoul, którego samo nazwisko wygląda jak gdyby je Balzac wymyślił, umie opowiedzieć nam coś niecoś o paru jego przygodach miłosnych. Nawet Gustaw Flaubert, ascetyczny olbrzym z Rouen, miał romans z panią Luizą Colet, średnią sobie autorką i naśladowczynią pani George Sand[1] romans, który według Emila Faqueta miał trwać od 1846—1854 r. Znajdujemy tedy środek, który działa poza dobrem i złem, nowe przewartościowanie wartości, jakby był powiedział Nietzsche. Fryderyk biadał nad swym upadkiem, ponieważ w teorji był katolikiem. Wszak pewnego razu irytował się o to, że Liszt w czasie jego nieobecności sprowadził do jego mieszkania jakąś damę? Z czystem sumieniem można go nazwać morałistą. Wychowany w religji rzymsko‑katolickiej, umarł z wyznaniem tej wiary na ustach. Poza epizodem z panią Sand życie jego było zawsze bez zarzutu. Nienawidził wszystko co niskie i krył się ze swą miłością przed rodzicami. Stosunek ten nie przeszkadzał żadnej stronie w jej artystycznej twórczości, aczkolwiek koniec jego spowodował nieunikniony ból i pobudził skruchę. Wreszcie Chopin znalazł kogoś, co się nim zajmował, a potrzebował tego bardzo. W towarzystwie pięknej Francuzki formalnie rozkwitł. Jego najlepsze rzeczy powstały w Nohant i na Majorce. I ona także źle na tem nie wyszła. Po pełnem goryczy zerwaniu w r. 1832 z Mussetem była długi czas sama, bo „intermezzo“ z Pagellem trwało krótko. Historja stosunku pani George Sand z Alfredem de Musset wyszła na jaw w całości dopiero w r. 1896, i tu znowu trzeba się zwrócić do Spelboercha de Loven-
- ↑ Drugą jej naśladowczynią była hr. d’Agoult, żydówka frankfurcka, znana pod pseudonimem „Daniela Sterna“.