przywrócić mi moje siły, uczynić mnie zdolnym do zrobienia czegoś dobrego, do złożenia jakiejś ofiary — ale tak udziela mi tylko życia wśród cierpień, żałoby i bólu wszystkich, którzy mnie kochają i tylko w tem przejawia swą potęgę, przedłużając mi także życie! O, piękna wiedza!
A potem odezwał się: — Każecie mi strasznie cierpieć, być może nawet, żeście się co do mojej choroby pomylili, ale Bóg się nie pomyli. Karze mnie i ja błogosławię go za to. O, jak dobrym jest Bóg, że karze mnie jeszcze na tym świecie, jak dobrym jest Bóg!
Chopin wyrażał się zawsze pięknie i używał doborowych słów. Ale pod koniec, chcąc wyrazić swą wdzięczność a zarazem wskazać na nędzę tych, którzy umierają nie pojednawszy się z Bogiem, wykrzyknął: — Bez ciebie, księże, zdechłbym jak świnia!
Konając jeszcze raz wezwał imienia Jezusa, Marji i Józefa, ucałował krucyfiks i przycisnął go do serca ze słowami: — Nareszcie jestem u źródła szczęśliwości.
Tak umarł Chopin i jego śmierć jest zaprawdę najpiękniejszym koncertem całego jego życia“.
Czcigodny ksiądz musiał mieć fenomenalną pamięć. Spodziewam się, że ona funkcjonowała też zgodnie z prawdą. Podaję tu jego opowiadanie w całości ze względu na to, że ono jest zupełnie nowe. Co mnie usposabia poniekąd sceptycznie, to fakt, że listy te przełożyła na język niemiecki La Mara[1]. Ale w końcu wszyscy świadkowie stwierdzają, że śmierć Chopina była pogodną. Jest to jeden z najharmonijniejszych zgonów w historji, tak pogodny jak zgon Mozarta. Liszt opowiada, że twarz Chopina
- ↑ Pseudonim literacki Idy Marji Lipsius.