Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdjął choinkę, potem z bryczki wyciągnął duże drewniane pudełko.
— A to do ozdoby, do przybrania drzewka, rzekł, składając pudełko w ręce panny Toli.
— Ach, to już doprawdy zawiele, zaczęła zarumieniona panienka, ale Staś nie dał jej dokończyć, wołając rezolutnie:
— Wiwat, niech żyje pan Krasnodębski, nasz kochany pan...
— Niech żyje! za prezent dziękujemy, wołały obie młodsze dziewczynki. Podniosły się na niego rozpromienione oczy, wyciągnęły ręce, on śmiał się i weselił razem z niemi.
— Coście tu takiej wrzawy narobili? odezwał się niespodziewanie głos gospodarza domu.
— Pan Krasnodębski przywiózł choinkę, o! jaką śliczną choinkę, wołały młodsze dzieci.
— I jeszcze coś, jeszcze to pudełko.
— Pan Krasnodębski was psuje, a wy go za to na dworze zatrzymujecie, zamiast prosić do mieszkania. I sami ot bez ciepłego okrycia marzną na dworze. Marsz mi zaraz wszyscy do domu, ja teraz gościem się zajmę.
Pochwycono choinkę i, niosąc ją z triumfem, hałaśliwa gromadka znikła we drzwiach wchodowych.
Bilecki zwrócił się do Krasnodębskiego:
— Dziękuję ci, sąsiedzie, za uciechę dziatwie sprawioną, tylko te dodatki do choinki to zbytek niepotrzebny.
— Wybacz pan, ale tak kocham pańską dziatwę, że mi to sprawia prawdziwą przyjemność. One to rozumieją, więc przyjmują, jak dajmy na to, od jakiegoś wujaszka, czy starszego brata.