Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/52

Ta strona została uwierzytelniona.

wieniem i z lękiem, dlaczego ta babunia taka dziś smutna i milcząca.
Bilecki podszedł do siedzącej, Krystyna w pobliżu drzwi przystanęła, by na się nie zwracać uwagi. Dopiero gdy pierwsze słowa powitania i współczucia przyjęte zostały, podeszła bliżej.
— Moja bratanka, Krystyna, przedstawił Bilecki.
Pani Krasnodębska drgnęła, niespokojnie poruszyła się w fotelu, w oczach jej łzy się zaszkliły. Krystyna u kolan jej przyklękła.
— Pani, rzekła głosem uroczystym, ja jestem tą, na którą padł wybór jej syna, aby mu była żoną i jego dzieci matką. Wczoraj nie mogłam zadowolnić tego życzenia, nie czułam się powołaną do spokoju rodzinnego ogniska, ale do niesienia pomocy nieszczęśliwym prześladowanym, do złagodzenia choć w jednym wypadku wynikłego stąd bólu i troski. Nie mogłam oddać ręki człowiekowi, dla którego czułam tylko przyjaźń i szacunek. Dziś zmieniło się wszystko. Tego człowieka dotknęło nieszczęście, które w mem sercu głębsze zbudziło uczucie, nad tym domem zawisło prześladowanie, tu więc dla mnie miejsce być może. Jeśli podobna, przyjmij mię, pani, za córkę, za wspólniczkę swych udręczeń i niepokoju, za opiekunkę tych dziatek. Niech o tem pan Stefan usłyszy, niech wie, że, gdy wróci do domu, zastanie tu jedno jeszcze serce nietylko życzliwe, ale kochające, które losy jego pomyślne czy smutne podzielić gotowe. Ta pewność może będzie dlań pociechą, uspokojeniem, doda mu sił do przetrwania próby, przez którą w oczach naszych wyrósł na męczennika. Boli go osierocenie matki i dzieci, niechże się dowie, że znalazł się ktoś, co chce im służyć, pomagać, roztoczyć troskliwą opiekę...