Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niechże już tak będzie, tylko przestańcie płakać, moje panie, boć to w takiej chwili nie wypada.
— Sąsiedzie szanowny, trudno mi łzy powstrzymać, gdy myślę o moim biednym Stefanie, czy go nie minie szczęście, tak wspaniałomyślnie przez pannę Krystynę zaofiarowane.
— Ech, tak źle nie będzie. Przyjdzie jeszcze znieść może niejedno, ale wkońcu uwolnić go muszą, o tem jestem przekonany.
— Nie wiem, nie wiem, mam jakieś smutne przeczucie, ale może Bóg nas pocieszy. Gdyby go tylko w jaki sposób można zawiadomić.
— Mam zamiar wybrać się do Siedlec, może mi się uda go zobaczyć. Chciałem właśnie z panią parę spraw omówić, cóż kiedy ta, narzucająca się na synowę, dotąd przyjść mi do słowa nie dała.
— Teraz już nie będę przeszkadzać; pójdę zapoznać się z dziećmi.
Pani Krasnodębska zadzwoniła.
— Podajcie herbatę, rzekła do służącej. Przejdźmy do jadalnego pokoju, tam sobie pogadamy.

VIII.


W ponurej celi więziennej przez małe u góry okienko Krasnodębski spoglądał w niebo, goniąc oczyma smutnemi przesuwające się obłoki. Miesiąc już tu siedział i nie miał nadziei rychłego uwolnienia. Owszem do postawionych mu zarzutów w ostatnich dniach przybył nowy... wynaleziono metrykę matki i jako od unity zażądano, by od Kościoła katolickiego odstąpił i w ten sposób nagrodził popełnione winy. Na taką propo-