Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/145

Ta strona została uwierzytelniona.

Z jego opowiadania dowiedziałem się, iż pochodził z północnej Hiszpanji, a celem jego podróży była mała miejscowość w Estremadurze, gdzie mieszkała jego matka staruszka.
Opisywał mi jej skromny domek i radość z powodu możności ujrzenia jej znowu po długiem niewidzeniu, w tak żywych barwach, że musiałem pomyśleć i o mojej drogiej matce, a łzy stanęły mi w oczach.
W swej poczciwej naiwności pokazał mi nawet przeznaczone dla niej małe podarunki, a jego całe postępowanie było tak dziecinnie naiwne, iż chętnie uwierzyłem jego zapewnieniu, iż nie posiadał wcale wrogów, i każdy go lubił.
Podziwiał wielce mój mundur; ze zdumieniem badał cienkie sukno, wychwalał pióropusz i z uszanowaniem dotykał się czerwonych wyłogów munduru. I pałasz wyciągnął mi z pochwy, i drżał, gdy mu opowiadałem, wiele ludzi pałasz ten wyprawił już na tamten świat. Gdy mu jednakowoż pokazałem szczerbę, pochodzącą z ramienia adjutanta cara Aleksandra, zgroza jego nie miała granic. Łagodnie wyjął mi z rąk broń i ukrył ją pod skórzanem siedzeniem, z uwagą, iż sam widok tej broni przyprawia go o zawrót głowy.
Ujechaliśmy w ten sposób spory kawał drogi, a gdy dotarliśmy do podnóży gór, usłyszeliśmy po prawej stronie daleki huk dział. Był to Masséna, który, jak wiedziałem, oblegał Ciudad Rodrigo.
Byłbym chętnie pobiegł prosto do niego, gdyż aczkolwiek powiadali niektórzy iż w jego żyłach płynie krew żydowska, był on przecież najdzielniejszym żydem, który od czasów Jozuego uganiał się po święcie.
W każdym razie oblężenie jest tylko marnem zajęciem przy pomocy siekiery i łopaty, a przy moich huzarach w walce przeciwko Anglikom, była przecież daleko piękniejsza robota.