Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.

jak wsiadał na konia, i odjeżdżał ze spuszczoną głową: tak, ten widok przechodził moje siły.
Rzuciłem się więc na kolana przed generałem angielskim i zacząłem błagać za moim przyjacielem i przedstawiać jego wszystkie zalety w należytem świetle.
Moja wymowa powinna była zmiękczyć najzatwardzialsze nawet serce, mnie samemu łzy stanęły w oczach — ale on pozostał niewzruszony. Głos mi się złamał i zamilczałem.
Zamiast odpowiedzieć coś na moje gorące prośby, zapytał mnie niespodzianie:
— Jak ciężko obładowujecie wasze muły w armji?
Tak, to była cała odpowiedź, którą miał ów flegmatyczny Anglik na moje serdeczne prośby, to była jego odpowiedź przy sposobności, gdy Francuz byłby mi się rzucił z płaczem na szyję.
— Jaki ciężar na jednego muła? — powtórzył człowiek w czerwonym fraku.
— Dwieście dziesięć funtów — odparłem.
— W takim razie rozumiecie się bardzo źle na rzeczy — rzekł lord Wellington. — Odprowadzić jeńca do tylnych straży!
Dragoni otoczyli mnie, a ja — odchodziłem prawie od zmysłów na myśl, iż miałem szczęście prawie w ręku i mogłem teraz właściwie być już wolny. Podałem więc generałowi karty i rzekłem:
— Widzisz pan, panie generale, grałem o moją wolność i wygrałem, gdyż, jak pan widzi, miałem króla.
Wtedy po raz pierwszy dopiero rozjaśniło się cokolwiek jego oblicze.
— Przeciwnie — odparł — to ja wygrałem, gdyż jak pan widzisz, mój król posiada pana!